Pierwszym przystankiem był Bar Prasowy w ramach zapoznania z historią barów mlecznych. Deszczowa aura na zewnątrz pasowała do tego, co miałam w planie zjeść. Na leniwe czekaliśmy wyjątkowo długo, ale nie zawiodły, trzymają poziom! Stare Miasto zrobiło na nim największe wrażenie.
O kawie w Relaks słyszałam dużo dobrego od kilku osób, ale dopiero tym razem tam dotarłam. Zmokliśmy spacerując po Mokotowie, a to było dobre miejsce na przerwę i ogrzanie się. Pierwsze dni spędziłam u Bzu, a z Benjaminem przeniosłam się do Eweliny i Pawła. W pierwszy wieczór wyprawili dla mnie powitalne party! Ewelina i Marysia to jedna z jaśniejszych stron początków moich studiów w Birmingham. One były tam na półrocznej wymianie, a ja rozpoczynałam swoje studia. Na koniec Paweł upewnił się, żeby zapoznać Benjamina z żużlem i dokładnie wytłumaczył o co w tym sporcie chodzi. Dwa dni później wybraliśmy się na finał Mistrzostw Polski w Zielonej Górze. Zachwycony był, że ludzie w Polsce doceniają jakiś sport motorowy.
Nie zrobiłam dużo zdjęć tego dnia, ale dzięki Vertuilo przejechaliśmy całe miasto i zobaczyliśmy więcej niż udałoby się przy pomocy transportu publicznego.
Wizyta Benjamina była dobrą okazją, żeby w końcu wybrać się do Solca44. Miał przed sobą spróbowanie kilku tradycyjnych dań, więc "modern polish cuisine" jaką oferuje Solec44 wydała mi się w sam raz. Solec to przede wszystkim lokalne, sezonowe składniki, menu zmienia się tam regularnie. Zamówiłam kanapkę ze smażonym wędzonym serem z Wiżajn, burakami, sałatą, dymką, na maślano-pomarańczowej bułce. Brakowało mi jakiegoś sosu, który wyrównałby suchość bułki, ale i tak byłam zadowolona z wyboru.
Stir-fry z kaszy gryczanej z dorszem, wędzonym boczkiem, siekanym jajem, dymką i natką. Proste danie, ale świetne połączenie smaków, chociaż tutaj też brakowało nam jakiegoś soczystego składnika/ odrobiny dressingu czy sosu. Byłam ciekawa lodów z kaszy gryczanej, ale ostatecznie deser pominęliśmy. Chętnie wrócę tu w przyszłości, to taki rodzaj kuchni, którą można się zainspirować, a potem odtworzyć coś w domu. Zdecydowanie polecam.
Przystanek przy Temacie Rzeka, a dzień zakończyliśmy raviolo con uovo z Mąki i Wody- pierwsze danie w restauracji w Polsce, które przyprawiło mnie o gęsią skórkę i szklanki w oczach. Opowiadałam o nim Benjaminowi jeszcze w Nicaragui i obiecałam, że go tam zabiorę. Smakowało mu najbardziej ze wszystkiego co zjedliśmy.
Kolejnego dnia wsiedliśmy w pociąg do Zielonej Góry, ale w domu nie wyciągnęłam aparatu. Mama przywitała nas wybitnym bigosem, którym Benjamin jadał potem nawet na śniadanie. Pobyt w domu był jeszcze krótszy niż ten w Warszawie, ale wystarczyło, żeby Benjamin pokochał moich rodziców, a oni jego, haha.
O kawie w Relaks słyszałam dużo dobrego od kilku osób, ale dopiero tym razem tam dotarłam. Zmokliśmy spacerując po Mokotowie, a to było dobre miejsce na przerwę i ogrzanie się. Pierwsze dni spędziłam u Bzu, a z Benjaminem przeniosłam się do Eweliny i Pawła. W pierwszy wieczór wyprawili dla mnie powitalne party! Ewelina i Marysia to jedna z jaśniejszych stron początków moich studiów w Birmingham. One były tam na półrocznej wymianie, a ja rozpoczynałam swoje studia. Na koniec Paweł upewnił się, żeby zapoznać Benjamina z żużlem i dokładnie wytłumaczył o co w tym sporcie chodzi. Dwa dni później wybraliśmy się na finał Mistrzostw Polski w Zielonej Górze. Zachwycony był, że ludzie w Polsce doceniają jakiś sport motorowy.
Nie zrobiłam dużo zdjęć tego dnia, ale dzięki Vertuilo przejechaliśmy całe miasto i zobaczyliśmy więcej niż udałoby się przy pomocy transportu publicznego.
Wizyta Benjamina była dobrą okazją, żeby w końcu wybrać się do Solca44. Miał przed sobą spróbowanie kilku tradycyjnych dań, więc "modern polish cuisine" jaką oferuje Solec44 wydała mi się w sam raz. Solec to przede wszystkim lokalne, sezonowe składniki, menu zmienia się tam regularnie. Zamówiłam kanapkę ze smażonym wędzonym serem z Wiżajn, burakami, sałatą, dymką, na maślano-pomarańczowej bułce. Brakowało mi jakiegoś sosu, który wyrównałby suchość bułki, ale i tak byłam zadowolona z wyboru.
Stir-fry z kaszy gryczanej z dorszem, wędzonym boczkiem, siekanym jajem, dymką i natką. Proste danie, ale świetne połączenie smaków, chociaż tutaj też brakowało nam jakiegoś soczystego składnika/ odrobiny dressingu czy sosu. Byłam ciekawa lodów z kaszy gryczanej, ale ostatecznie deser pominęliśmy. Chętnie wrócę tu w przyszłości, to taki rodzaj kuchni, którą można się zainspirować, a potem odtworzyć coś w domu. Zdecydowanie polecam.
Przystanek przy Temacie Rzeka, a dzień zakończyliśmy raviolo con uovo z Mąki i Wody- pierwsze danie w restauracji w Polsce, które przyprawiło mnie o gęsią skórkę i szklanki w oczach. Opowiadałam o nim Benjaminowi jeszcze w Nicaragui i obiecałam, że go tam zabiorę. Smakowało mu najbardziej ze wszystkiego co zjedliśmy.
Kolejnego dnia wsiedliśmy w pociąg do Zielonej Góry, ale w domu nie wyciągnęłam aparatu. Mama przywitała nas wybitnym bigosem, którym Benjamin jadał potem nawet na śniadanie. Pobyt w domu był jeszcze krótszy niż ten w Warszawie, ale wystarczyło, żeby Benjamin pokochał moich rodziców, a oni jego, haha.
A jak podobała mu się Zielona Góra? :)
OdpowiedzUsuńprześlicznaa! ;)
OdpowiedzUsuńMoi rodzice przez tydzien tak goscili w Polsce mojego chlopaka, ze przytyl 5 kg :) ale za to teraz kazdy jego znajomy chce tez sprobowac polskiej kuchni i wszyscy mu zazdroszcza ;D
OdpowiedzUsuńBenjamin to Twój chłopak? :D
OdpowiedzUsuńTak :) Historia pojawiła się w tym poście: http://adamantwanderer.blogspot.de/2014/06/not-traveling-alone-anymore.html
OdpowiedzUsuńPodobała :) Tzn może nie było zachwytów, ale ogólnie odebrał pozytywnie!
OdpowiedzUsuńHaha, klasyk! A skąd jest Twój chłopak? Z tej nadzwyczajnej gościnności mojej mamy ucierpiała niestety chyba najbardziej moja waga...
OdpowiedzUsuńbardzo fajne zdjecia ci wychodza, slicznie ukazuja moja Warszawe <3
OdpowiedzUsuńTak dawno nie byłam na Twoim blogu i teraz bardzo tego żałuję. Jak zawsze ominęły mnie ciekawe historie i przepiękne zdjęcia! Mam nadzieję, że to już nigdy sie nie powtórzy :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie razem wyglądacie, pasujecie do siebie :)
Życzę powodzenia :)
Pozdrawiam cieplutko
<3
OdpowiedzUsuńja jakiś czas temu jadłam na solcu lody gryczane. całkiem przyjemne, mocna faktura mielonych ziarenek kaszy, a na wierzchu bardzo intensywny zielony sos z nalewki verbenowej (dość dziwny ale co zrobić! deser nie deser trzeba jeść na zdrowie ;p) w fajne miejsca zabrałaś benjamina, pochwalam ;) i prasowy i relaks i solec i mąka i woda wszystko mmm
OdpowiedzUsuńmieszkam w Warszawie i nigdy nie byłam w Mące i Wodzie, ale teraz
OdpowiedzUsuńkoniecznie muszę się wybrać na raviolo! fajnie, że prowadzisz tego bloga
:)
Dzięki! Wybierz się koniecznie :)
OdpowiedzUsuńOo dzięki za podzielenie się opinią!
OdpowiedzUsuńŚciskam :)
A tak z ciekawości: czy Benjamin też podróżuje tak często i dużo jak ty? :)
OdpowiedzUsuńWarszawa kojarzy mi się jedynie z przejazdem i załatwianiem najważniejszych spraw. Już nie pamiętam kiedy pojechałam tam, aby pozwiedzać i po prostu pobyć. Może powinnam się czasem zatrzymać i nieco rozejrzeć po mieście. Nie taka stolica straszna jaką ją pamiętam....
OdpowiedzUsuńSUPER Ula! Uwielbiam Twojego bloga i aż miło się patrzy jak wszystko fajnie się u Ciebie układa... :)
OdpowiedzUsuńHej a będzie post o organizacji twojej podróży ostatniej i kosztach? Bo kiedyś wydaje mi się, że zapowiadałaś, ale nie wiem czy czekać czy spytać prywatnie :). Ciekawi mnie to bardzo bo szykuję się na coś podobnego, a myślę że sposób podróżowania mamy podobny więc i pewnie koszty będą podobne :)
OdpowiedzUsuńTak! Zabiorę się za tego posta pewnie jutro i może nawet dodam go w niedzielę. Jeżeli są jakieś kwestie, które szczególnie Cię interesują, to możesz tutaj napisać!
OdpowiedzUsuńWiżajny pozdrawiają i zapraszają :D
OdpowiedzUsuńPowiesz mi jakiego masz MacBooka? 13 czy 11 inch?
OdpowiedzUsuńAle byłam zdziwiona widząc na instagramie, że jesteś w Warszawie akurat wtedy, kiedy ja! Szczególnie, że jeszcze szukałam przed wyjazdem na blogu, czy czegoś tam nie polecasz :D Szkoda, że nie wybrałam się do Prasowego dzień później - byłoby super przywitać się i podziękować ci za prowadzenie jednego z moich ulubionych blogów :)
OdpowiedzUsuńskonczylem właśnie 1 rok studiow i chcialbym za rok wyjechac na program work&travel do kanady. co myslisz o takim programie? moze coś słyszałaś? czy to jest w ogóle "opłacalne" ?
OdpowiedzUsuńNie ma to jak bigos na sniadanie! <3 Tez bym chciala!
OdpowiedzUsuńUla jak studiowałaś w UK, to brałaś pożyczkę, którą oferuje państwo? Jak to wyglądało?
OdpowiedzUsuńTak, korzystam z pożyczki. Po prostu wypełniam pewien formularz, wysyłam i przyznają. Studiów niestety jeszcze nie skończyłam, pozostał mi ostatni rok.
OdpowiedzUsuńSłyszałam, sama nad tym kiedyś myślałam i znam ludzi, którzy z niego korzystali. "Opłacalne" to raczej nienajlepsze słowo, bo zarabia się tam mało, pracuje często na zadupiu, a pieniądze ledwo wystarczają na jakąś podróż na końcu. Jest to jednak sposób na zwiedzenie Stanów, Kanady czy Australii choć w przypadku Kanady, poza pięknym regionem British Colombia i kilkoma miastami na wschodnim wybrzeżu w sumie nie ma tam za wiele do zobaczenia.
OdpowiedzUsuń13inch!
OdpowiedzUsuńNie jest aż takim maniakiem, z poważniejszych podróży był w Indiach chyba przez miesiąc i przejechał na motocyklu motocrossowym Tunezję, ale Europy nie poznał jeszcze za dobrze i innych kontentynentów też nie. W każdym razie jest jak najbardziej chętny na kolejne podróże!
OdpowiedzUsuń