28 maj 2013

Manly Beach, Sydney.

Tyle się działo zimą, że nie zdążyłam skończyć relacji z Australii, kiedy następne podróże ustawiły się w kolejce.
Przypomnę, że od Sydney rozpoczęła się moja grudniowa podróż związana z wygranym biletem lotniczym. Po spędzeniu tam jednego dnia poleciałam do Nowej Zelandii, później do Melbourne, na Tasmanię i na zwiedzenie Sydney zostawiłam sobie kilka ostatnich dni przed opuszczeniem Australii.
Magda była tak miła, że znowu ugościła mnie u siebie, podpowiadała gdzie powinnam się wybrać i co zobaczyć. Piątek, dzień po przylocie z Tasmanii, wydawał się w sam raz, żeby popłynąć na Manly Beach w północnej części miasta. Pogoda była idealna, a prom nie pękał jeszcze w szwach od weekendowych tłumów.

Untitled Z promu zobaczyłam wreszcie najsłynniejszą budowlę Sydney, operę.Untitled Untitled Czułam się odrobinę jak w Nowym Jorku, płynąc promem z Manhattanu na Staten Island, ale tutaj widoki były jeszcze ładniejsze.Untitled Upał, plaża pełna ludzi... Ciężko było wtedy wyobrazić sobie, że Europa pogrążona jest w zimie.
Untitled
Na początek wypożyczyłam deskę surfingową na 2h. Cały ten czas spędziłam w wodzie, złapałam kilka fal, a po oddaniu deski opalałam się aż słońce było na tyle nisko, że plaża znalazła się w cieniu.
Untitled Na koniec przespacerowałam się po okolicy.Untitled Untitled Untitled Untitled Deptak prowadzący z promu na plażę.Untitled Untitled Untitled Untitled Droga powrotna.Untitled Sydney Harbour Bridge.

29 komentarzy:

  1. ah pomysleć że za pół roku tam będę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłaś tam sama, tak? Nie bałaś się o aparat kiedy serfowałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *sUrfowałaś ;)
      Rzeczy zostawiłam w wypożczalni.

      Usuń
  3. żal dupkę ściska jak się ogląda takie widoki ;)
    czy są jakieś negatywne aspekty mieszkania w Australii? bo jakoś zadnego nie widzę...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy, który przychodzi mi do głowy to odległa lokalizacja od reszty świata, co utrudnia podróżowanie do innych miejsc;)

      Usuń
    2. ja wiem czy taka duża odległość od reszty świata? Do Stanów pewnie się leci podobnie jak od nas, do Ameryki południowej czy RPA to nawet będzie bliżej, a Azję można mieć na wyciągnięcie ręki ;) , nie wspominając już o bogactwie samej Australii :)
      Największym problemem będzie oczywiście .... brak śniegu w grudniu! :P

      Usuń
    3. Pozory mylą:). Z Sydney do Los Angeles jest 12tys km, z Warszawy 9tys (a taki Nowy Jork znacznie bliżej dla nas). Z AUS do Ameryki Pd. jest jeszcze dalej niż do LA, a z Polski znowu bliżej.
      Azja na wyciągnięcie ręki? Do Chin leci się z Sydney 10h, a taka Indonezja no tak, jest bliżej, ale to mimo wszystko kilkugodzinny lot (pomijając północ kontynentu), pociągiem nie dojedziesz. No i jeszcze drogie bilety lotnicze, kolejne utrudnienie w podróżówaniu!:)
      A co do bogactwa samej Australii...pewnie, że jest piękna, różnorodna, ale to wciąż jeden kraj, kontynent, ta sama kultura itd. Nie można jej porównać z bogactwem Europy.

      Usuń
    4. bardzo ciekawe pytanie .. kiedy mieszkałem w Londynie i pracowałem z Australijczykami zadałem im to samo pytanie .. Sydney jest być może najpiękniej położonym miastem na świecie (nawet bardziej niż San Francisco) ale Australia ma tak wiele piękna i także bardzo dobrą ekonomię z niskim bezrobociem ... oni tylko uśmiechali się i mówili, że ich po prostu gdzieś ciągnie a to do Kaliforni albo do Europy .. myślę, że mają pewien niezrozumiały dla mnie kompleks 'zaścianka' :^))

      Usuń
    5. Z OZ jest dosyc blisko do Nowej Zelandii (3h z Sydney), na wiekszosc wysp Pacyfiku, ale z reszta swiata nie jest juz tak dobrze tak jak wspomniala Ula. Jadac samochodem 10h z Sydney na polnoc nadal jest sie w tym samym stanie! Przelecenie samolotem z jednego konca Australii na drugi to jakies 5h. Do Azji Pld Wchodniej to 6-8h lotu. Do Europy, przy dobrym polaczeniu, minimum 24h. Ale mimo to zycie w Australii jest super, nawet dla kogos kto kocha podroze. Owszem, Australia to jeden kontynent, ale juz niekoniecznie jedna kultura. To kraj emigrantow, i te rozne kultury mozna latwo doswiadczyc. Do tego masa super miejsc na weekendowe wypady i dluzsze wakacje. Fakt, ze to bywa kosztowne, bo w wiekszosc miejsc trzeba leciec samolotem majac ograniczony czas, ale z drugiej strony pracujac i zarabiajac w Australii nie jest to az takie bardzo drogie, szczegolnie jesli lubie sie kempingi (masa darmowych, ale za pol darmo). Jest sporo promocji lotniczych i nie raz bilety mozna kupic za bardzo male jak na lokalne ceny pieniadze (np. Sydney-Gold Coast za $19.90 w jedn strone, czyli tyle co za kino :) )

      Usuń
    6. no dobra z tymi odległościami to czasem przesadziłem, ale uproszczenie miało na celu pokazanie, że z Australii nie wszędzie jest tak daleko, a odpowiednie nastawienie może każdą podróż umilić :)
      Nie zgodzę się, że Australia jest monokulturowa. Moim zdaniem jej bogactwo tworzą właśnie imigranci z całego świata. Nawet sami Australijczycy w poszczególnych miastach (Sydney, Melbourne) różnią się między sobą sposobem bycia, stylem i ubiorem, a od strony bogactwa fauny i flory, to nawet nie ma co z Europą porównywać bo przegrywamy z kretesem.
      Ja też uwielbiam Europę za jej różnorodność i za małe odległości pomiędzy poszczególnymi państwami. Za to, że wsiadając w samochód, można w krótkim czasie znaleźć się w innej strefie językowej ... ale mieszkając w Australii też bym sobie znalazł ciekawe kierunki podróży :D

      Usuń
    7. @papcio No tak, pod względem imigrantów na pewno monokultorowo nie jest, ja raczej myślałam o dorobku kulturowym, który były tam pielęgnowany od kilkuset lat. Bo inaczej jest doświadczać różnych kultur w jednym dużym mieście gdzie wszyscy podporządkowują się pod jego rytm, a zupełnie co innego znaleźć się w codzienności innego kraju.
      Pewnie, że są różnice między miastami, ale to akurat jest na całym świecie, w Europie w znacznie większym natężeniu, a co do fauny i flory to masz racje.

      Usuń
  4. Zdjęcia są piękne, mówią same za siebie. Ale z przykrością muszę powiedzieć ,że od jakiegoś czasu wyczuwa się w twoich tekstach pychę, jakieś nadęcie. Jakoś kiedyś pisałaś lżej, teraz co chwila kogoś poprawiasz i pouczasz. Nie myl tego z zazdrością, twoje życie wnioskując ze zdjęć jest barwne i bogate.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmm .. nic podobnego nie zauważyłem .. piękna króciutka relacja

      Usuń
    2. Pyche i nadecie??
      to chyba jakis zart :-)

      Usuń
    3. ja niestety też to obserwuje:(

      Usuń
    4. Na komentarze odpowiadam w ten sam sposób od początku prowadzenia bloga. Słodsza już nie będę, a jak widzę błąd to staram się go poprawić i osoby którym odpowiadam jakoś nie narzekają. Także, jeżeli coś zabolało Cię osobiście, to poproszę o konkret, a wtedy się ustosunkuję, bo takie bawienie się w obrońce wszystkich czytelników albo obserwartora wystawiającego ogólne oceniany mojej osoby jest tu conajmniej zbędne.

      Usuń
  5. och jak słonecznie, aż poczułam wakacyjny klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne zdjęcia, cudowne! Kolejny raz australijskie krajobrazy mnie zachwyciły :) I pomyśleć, że nigdy ten kontynent szczególnie nie ciągnął...

    OdpowiedzUsuń
  7. czwarte zdjęcie od końca jest świetne.

    OdpowiedzUsuń
  8. piękne wspomnienia .. gratuluję Ci, że tam byłaś ... przepiękne zdjęcia ..

    mam dużo skromniejszą wersję tutaj :^)

    http://peregrino-pl.blogspot.com/2013/04/w-krainie-magicznych-dzwiekow-didgeridoo.html

    serdeczne pozdrowienia :^)

    OdpowiedzUsuń
  9. oh, to już jestem pewna, że zdobędę pieniądze na lot do Australii, choćby nie wiem co!
    przepiękne zdjęcia. w ogóle, świetny blog. bardzo fajnie, że nie wstawiasz tylko zdjęć i nie podpisujesz, np 'to jest opera w Sydney', czy 'to jest statua wolności', ale również opisujesz, dajesz rady, gdzie iść, gdzie nie, co koniecznie zobaczyć, co zjeść. dopiero niedawno trafiłam na twojego bloga, ale już większą połowę mam 'przerobioną'. oby tak dalej! pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  10. W takich miejscach życie od razu wydaje się piękniejsze, chciałabym, żeby w Polsce cały czas było tyle słońca! (:

    OdpowiedzUsuń
  11. Na 6 zdjęciu jak ci ładnie koleś zapozował do zdjęcia :P (chyba, że go znasz)
    Chciałabym sobie posurfować w Australii ^^ dołączam to życzenie do swojej listy marzeń do zrealizowania :D
    D.

    OdpowiedzUsuń
  12. cudowne zdjęcia, wspaniałe miejsce, Australia jest moim must see!

    OdpowiedzUsuń
  13. Czasami rozmawiam o Tobie ze znajomymi, nasza rozmowa wygląda mniej więcej w ten sposób:

    K: Wiesz, że Ula z Adamantwanderer leci do Australii?
    A: Serio? Czego ona jeszcze nie wymyśli !?

    I wiesz co Ula? Wymyślaj więcej ! Powodzenia w dalszych podróżach, słyszałaś to biliard razy, ale inspirujesz. ;)

    Pozdrawiam,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  14. Ula! Już od jakiegoś czasu obserwuję Twojego bloga i w końcu muszę go skomentować. Piękne zdjęcia, cudowny klimat, ciekawe opowieści - czyta się jednym tchem! Życzę Ci dalszej energii do spełniania marzeń! Powodzenia!

    PS Też mieszkam w UK, w Londynie. Też staram się stąd uciekać jak najczęściej, najlepiej tam, gdzie ciepło i słonecznie.

    PS2 Przy okazji zapraszam na mojego bloga, o Londynie tym razem: www.natwlondynie.com :)

    OdpowiedzUsuń