Czasami pytacie mnie jak to możliwe, że jedząc tyle, jestem szczupła. Dzisiejszy post może przynieść na myśl podobne pytanie, ale zanim ktoś pozazdrości mi magicznej przemiany materii, z przykrością przyznam że jej nie mam. Takie posty to świąteczne wyjazdowe uczty, najczęściej nie kończą się nawet otyłościowym paraliżem, jak to bywa przy Wigiliach czy Wielkanocach . Może dlatego, że to wyjazdowe obżarstwo wiąże się z pokonywaniem na pieszo kilku-kilkanastu kilometrów (trzeba jakoś dotrzeć z jednej do drugiej restauracji) pomaga też dzielenie się porcjami (żul mode). Wiadomo, że nie da się tak jeść w nieskończoność. Po kilku dniach mimo wszystko brzuch jest już większy, uczucie ciągłego nasycenia staje się uciążliwe i marzy się o głodówce. Tym razem nie doszłam do poziomu, ale udało się Bzu.
A potem wraca się do codzienności, rutynowego, skromnego jedzenia, chodzi spać z pustym żołądkiem marząc o śniadaniu i zasypia wspominając smaki tych wszystkich cudownych potraw.
Wyszukałam trzy koreańskie restauracje, a z nich wybrałam Yam Yam w Mitte. Pora lunchu, wszystkie miejsca zajęte, a kelnerka mówi nam, że trzeba czekać 40min. Cios poniżej pasa, kiedy burczy ci w brzuchu, ale wydało nam się to mało prawdopodobne i na szczęście po kilku minutach siedzieliśmy już przy stole. Bzu i Wojtek zamówili bibimbap, ja pierożki mandu podane z kimchi i jeszcze nokdu choen, koreański naleśnik z owocami morza (dodawałam kiedyś przepis na wersję z kimchi). Bibimbap wygrał zawody, pierożki też były super. Zdarzało mi się jeść lepsze koreańskie jedzenie w Stanach, ale to mimo wszystko oceniam wysoko! Bzu zna Wojtka tak długo jak zna mnie, do tej pory z opowieści. W końcu usiedliśmy przy jednym stole.
Z Mitte pojechaliśmy na Friedrichshain. Spacerowaliśmy, wchodziliśmy do sklepów z tapetami w strusie i zbyt ładnymi przedmiotami.
Na kawę i deser dotarliśmy do Aunt Benny. W czerwcu spotkałam się tu z Martą, ale było zamkniętę. Miejsca które pojawiły się w poście trafią do subiektywnego przewodnika, dlatego na razie nie linkuję, nie podaję adresów.
Wyglądające na ciężkie i wilgotne ciasto z chmurkową pianką na wierzchu przekonało Bzu, chociaż okazało się, że lepiej wyglądało niż smakowało. Ja wzięłam marchewkowe i było świetne, zwłaszcza cream cheese frosting.
Spacerując sobie dalej po Friedrischain w oczy rzucił mi się Aufschnitt. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, a tam rzeźnik z ladą wypchaną pluszowymi wędlinami, parówkami, organami czy haki z kiełbasami. Świetny pomysł. Wielka poducha na wzór nogi byka, hah. Bekonowa maska na oczy. Na stronie Aufschnitt znajdziecie sklep online. Szkoda, że produkty nie są tanie, ale to artystyczny projekt, wszystko szyte jest ręcznie i co ciekawe, autorka jest wegetarianką.
Byliśmy już zasłodzeni, ale zajrzęliśmy do kawiarni Cupcake. Zobaczyłyśmy z Bzu czekoladowego cupcake'a z peanut butter frosting. Takie połączenie zawsze wychodzi dobrze, no i skusiłyśmy się. Szybko pożałowałam, był obrzydliwie słodki. Liczyłam na kremową konsystencję frosting, a była lukrowa, ciasto za suche. Bardzo słaby cupcake, przypomniał mi te najgorsze ze Stanów, a przecież jadłam też pyszne.
Bzu musiała wracać do domu, a my z Wojtkiem pojechaliśmy na Kreuzberg. Odwiedziliśmy outlet Zalando, a potem przeszliśmy się po okolicy. Piękny był ten Cadillac w środku. Nowojorska taxi przerobiona na podium dla dj'a. Plażowy bar nad rzeką, zresztą jeden z wielu w tamtych okolicach. Wojciech namawiał mnie na burgera pod stacją Schlesisches Tor, ale nie miałam ochoty. Burgermeistera zaliczyliśmy dzień później.
Turyści w U-bahnie.
Chciałam, żeby Wojtek koniecznie zjadł ramen, bo jeszcze nie miał okazji spróbować tej fantastycznej japońskiej zupy. Cocolo miał dobre recenzje i trzymałam kciuki, żeby nie zawiodło. W końcu jak już próbować czegoś po raz pierwszy, to w jak najlepszej wersji. Spróbowałam bulionu, wciągnęłam nudle i z radością odetchnęłam, że 220km od domu mogę zjeść pyszny ramen. Dla Wojciecha to była najlepsza zupa w życiu. I to nie był jeszcze koniec, ten wiecznie głodny człowiek chciał zakończyć dzień kanapką banh mi, także poszliśmy do pobliskiego CoCo, w którym byłam z Bzu.
Wojtek był zachwycony kulinarnymi wrażeniami, a ja cieszyłam się, że mogłam zabrać go do tych miejsc.
a ja wlasnie jem kolbe kukurydzy... ech marne zycie, marne
OdpowiedzUsuńpamiętam wojtka z początków bloga! byłam ostatnio w berlinie, nie przeszkadzały ci wszędobylskie remonty i przebudowy?
OdpowiedzUsuńnie mieć ochoty na burgermeistera? dziwność
OdpowiedzUsuń;)
Jak ma się niewiele miejsca w żołądku, to nie marzy się o burgerze;)
UsuńUla, czy mozesz polecić jakieś noclegi w Berlinie? Z czego Wy korzystaliście? Pzdr KW
OdpowiedzUsuńNigdy nie płaciłam w Berlinie za nocleg, bo mam tu ciocię, ale hostele są tanie, a do rezerwowania polecam hostelbookers.com
UsuńNawet nie wiesz jak bardzo chciałabym odwiedzić to miasto;]
OdpowiedzUsuńSmakowity post :) a byłaś w Transit w Mitte? Polecam :)
OdpowiedzUsuńUla, gdzie dokładnie są te samochody w Berlinie?
Kama
Byłam choć nie tym razem. To Kreuzberg, ale dokładnie nie potrafię określić, jak wgooglujesz Zalando outlet, to pojawi się adres.
UsuńZgłodniałam :3
OdpowiedzUsuńWojtek to twój były chłopak z początków bloga?
OdpowiedzUsuńJeśli tak to gratuluję dobrych relacji i że utrzymujecie kontakt :)
Kasia J.
Tak! A dziękujemy :)
UsuńNo prosze, ciekawe czy źle trafiłaś, czy co, bo ja te cupcakes uwielbiam i podchodzi tu już prawie pod uzależnienie, bo jem co najmniej raz w tygodniu :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tych wszystkich podróży!
OdpowiedzUsuńBimibab (czy jak to sie nazywa :)) jadlam na universytecie w Anglii. Maja tam duze grono chinczykow i koreanczykow i jedna z restauracji jest przez nich zarzadzana i takie rozne cuda mozna tam zjesc :)
OdpowiedzUsuńjest jedna świetna wietnamska restauracja w berlinie Saigon Today. polecam, dania nie są specjalnie drogie, porcje duże, mają doslownie kilka dań ktoresą sztandarowymi i kilka wypisanych na tablicy, ktore sie zmieniaja co tydzien.
OdpowiedzUsuńJadłam już w kilku dobrych, niedrogich wietnamskich, także pewnie tym razem nie odwiedzę, ale dzięki za polecenie;)
UsuńMoim zdaniem, najlepsze cupcake'i w Berlinie mają tu: http://www.tigertoertchen.de/. :) A znasz Naschmarkt? Co jakiś czas na Kreuzbergu organizują w starej hali targowej targ z różnymi eko-słodyczami - jak to Niemcy. ;) Uczta dla podniebienia i oczu. <3 No i mają tam też niezłą stołówkę, otwartą przez cały tydzień, jeśli ktoś potrzebuje wrzucić coś konkretniejszego na ruszt. ;) Tu strona organizatorów: http://naschmarkt-berlin.de/, a tu relacja u mnie na blogu: http://wandziawpodrozy.blogspot.com/2012/09/naschmarkt.html. :)
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę o Naschmarkt, ale w Markthalle Neun byłam w zeszły czwartek na Street Food Thursday :)
UsuńCzy to ten Wojtek z początków bloga? :)
OdpowiedzUsuństokrotka
Ten sam :)
UsuńStara miłość nie rdzewieje ;-)
Usuństokrotka
Znowu razem? Bo kwitniesz!
UsuńSuper smacznie:)
OdpowiedzUsuńŚwietny klimat aż bije z tych zdjęć, miło się to ogląda i czyta.
OdpowiedzUsuńJakich funkcji używasz dla uzyskania tych specyficznych, "przyciemnionych" kolorów na zdjęciach? :)
OdpowiedzUsuńWczoraj wieczorem zobaczyłam na FB, że dodałaś nowy wpis na bloga. Już się ucieszyłam, ale za chwilę przeczytałam jego tytuł i nie weszłam. I dzisiaj stwierdzam, że dobrze zrobiłam, bo gdybym wczoraj w nocy obejrzała zdjęcia tych wszystkich pyszności to poszłabym do lodówki i pochłonęłabym niezliczone ilości kalorii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię Ula ;)
A czy Ty z Wojtkiem, Bzu i chłopakiem Bzu nie byliście razem na wakacjach kiedyś?
OdpowiedzUsuńW ogóle dzisiaj rano obudziłam się skacowana i zamarzył mi się ramen, w życiu nie jadłam, ale myślę, ze to coś idealnego na ciężki poranek :)
Nie, ja byłam wtedy sama + Bzu i jej chłopak.
OdpowiedzUsuńRamen na kaca jest super, ja zawsze w takie dni mam ochotę na Pho :)
Och, tęsknię za berlińskim klimatem <3
OdpowiedzUsuńCo to wstępu.. to pamiętam z jak z tobą w San Francisco zaliczyłyśmy kilka dań, ale teraz wydaje mi się, że jesz jeszcze więcej:) To chyba komplement:) Ja najczęściej jak już się najem , to nie mam ochoty na nic więcej, nawet gdyby była to najwspanialsza rzecz na świecie.
OdpowiedzUsuńPyszne zdjęcia i przepiękne samochody. Szczerze, to nie wiem co mi się bardziej podoba.
OdpowiedzUsuń:D