Klimat to jednak nie wszystko, najbardziej cieszyłam się z powrotu do Kalifornii.
A potem kilka dni nieprzerwanego deszczu sprawiło, że ekscytacja szybko minęła i już prawie zahaczała o obojętność z miejsca położonia.
Aż w końcu któregoś słonecznego popołudnia umówiłyśmy się z Monią w centrum i poszłyśmy na spacer w kierunku North Beach. Czułam jak z każdą minutą, kolejna komórka mojego ciała wypełnia się olbrzymią euforią, do oczu co chwilę napływały mi łzy. Zaczęły powracać wspomnienia, wszystko na co spojrzałam cieszyło mnie. Wzruszyłam się nawet we włoskich delikatesach na widok wypełnionej po brzegi kanapki, którą za chwilę miałyśmy zjeść. Na jakieś 30 minut po prostu oderwałam się od ziemi i chłonęłam dogłębnie, zanim z powrotem na nią wróciłam.
Wydaje mi się, ż nigdy wcześniej nie odczułam powrotu tak intensywnie. San Francisco było w końcu pierwszym miejscem, z którym powiązały mnie wyjątkowo silne uczucia, a od momentu rozłąki minęło 3.5 roku. Dużo się od tamtego czasu zmieniło, zarówno w mieście jak i moim życiu, a wizyty tutaj nie mogłam się doczekać od momentu, kiedy wyjechałam.
Teraz przechodzę zresztą przez kolejne emocjonalne dni, bo dzisiaj wieczorem przyjechałam do mojej host rodziny i miejsca w którym mieszkałam...
Centrum miasta i Market Street.
Nie miałam aparatu w dzień, kiedy chodziłyśmy po North Beach, poniższe foty są z kolejnego dnia i spaceru po Mission.
Mission Pie, popularna w okolicy kawiarnia.
Wzgórze Bernal Heights, na które przed wyjazdem obowiązkowo muszę wejść. Myślałam o tej kanapce nie raz odkąd po raz pierwszy zjadłam ją kilka lat temu. Pierna Enchilada z pulled pork, awokado, queso fresco, fasolą, jalapenos była tak samo dobra. La Torta Gorda trzyma poziom. Pamiętacie listę "100 things to try before you die in San Francisco" po odkryciu której postawiłam sobie za cel spróbowanie jak największej ilości pozycji? Lista co roku jest odnawiana i właśnie wyszła wersja na 2014 rok, a ja znowu dałam się w nią wciągnąć.
Lody z Humphry Slocombe znalazły się na niej w 2010, ale tym razem również, tylko smak inny, bo Blue Bottle Vietnamese coffee.
Nie miałam aparatu w dzień, kiedy chodziłyśmy po North Beach, poniższe foty są z kolejnego dnia i spaceru po Mission.
Mission Pie, popularna w okolicy kawiarnia.
Wzgórze Bernal Heights, na które przed wyjazdem obowiązkowo muszę wejść. Myślałam o tej kanapce nie raz odkąd po raz pierwszy zjadłam ją kilka lat temu. Pierna Enchilada z pulled pork, awokado, queso fresco, fasolą, jalapenos była tak samo dobra. La Torta Gorda trzyma poziom. Pamiętacie listę "100 things to try before you die in San Francisco" po odkryciu której postawiłam sobie za cel spróbowanie jak największej ilości pozycji? Lista co roku jest odnawiana i właśnie wyszła wersja na 2014 rok, a ja znowu dałam się w nią wciągnąć.
Lody z Humphry Slocombe znalazły się na niej w 2010, ale tym razem również, tylko smak inny, bo Blue Bottle Vietnamese coffee.
Wzgórze robi niezłe wrażenie! <3
OdpowiedzUsuńi jak zwykle zazdroszczę pobytu w Kaliforni!
Wygląda na to, że być może znowu, obie będziemy tam w tym samym czasie. Jak długo zostajesz w SF? Liczę na relację z 100 things...2014, jadę w marcu i chętnie spróbuję kilka punktów:)
OdpowiedzUsuńTo wzgórze wygląda niesamowicie!
OdpowiedzUsuńFaktycznie, wzgórze robi niesamowite wrażenie! :) ciekawy pomysł z tą listą.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, ale to już standard na Twoim blogu :)
Nawet nie wiesz jak bardzo ci zazdroszczę :<< a jedocześnie wchodzę na bloga codziennie, kibicuje Ci i Cię podziwiam
OdpowiedzUsuńTam jest tak przepięknie, Kalifornia to mój wymarzony cel podróży...
OdpowiedzUsuńwww.littlebigcorner.blogspot.com
Autobus ? A czemu nie BART ?
OdpowiedzUsuńSkoro już tak szczegółowo pytasz... przyleciałam na lotnisko w San Jose, stamtąd autobusem na stację Caltrain i dalej do SF ;)
UsuńAutobus ? A czemu nie BART ?
OdpowiedzUsuńwchodzenie na Twój blog na głodniaka to nie jest najlepszy pomysł ;)
OdpowiedzUsuńDoskonale znam to uczucie powrotu, jest wspaniałe;-) Ja tak czasami się czuję, gdy oglądam filmy, bo mieszkałam jakiś czas pod Waszyngtonem i wiele moich najlepszych wspomnień jest związanych z tym miejscem;-)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia..
OdpowiedzUsuńZacznę chyba planować odwiedziny u Moni :)
OdpowiedzUsuńUla, czy masz tak, że jakieś piosenki kojarzą Ci się z miejscami w których byłaś? Podałabyś kilka przykładów? Np. dla San Fran, Australii czy całej wyprawy do Ameryki Południowej :)
OdpowiedzUsuńŚwietny klimat! Udało Ci się uchwycić na zdjęciach swój zachwyt :-)
OdpowiedzUsuńjak tam kolorowo i cudownie. piekne zdjecia
OdpowiedzUsuńBoże to wzgórze! odebrało mi mowe, mam nadzieje, że dostane wize i tez bedę mogła zobaczyć je na własne oczy, bo inaczej oszaleje:) pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńJestem u ciebie na blogu po raz kolejny i tak Ci zazdroszczę wszystkich podróży ;-) Przeglądając poprzednie posty zauważyłam, że podałaś swoim czytelniczkom email Marcina by słały swoje kandydatury do zostania jego dziewczyną, czy to nie jest przekroczona granica? Co on na to? Nie wkurzyło go to?
OdpowiedzUsuńserdecznie Cię pozdrawiam, od dziś stała czytelniczka
Gdyby miał obrazić się za coś takiego, to raczej nie bylibyśmy przyjaciółmi ;)
UsuńDziękuję za miłe słowa i pozdrawiam!
Zazdroszczę SF! Znów au pair? :)
OdpowiedzUsuńNie, jestem w podróży.
UsuńJeszcze trochę i dzięki takim zdjęciom zakocham się w tym San Francisco :)
OdpowiedzUsuńI portret Fridy Kahlo na ścianie budynku :) Cudowne zdjęcia, od dziś będę marzyć ciągle o podróży do San Francisco.
OdpowiedzUsuńPięknie tu.
OdpowiedzUsuń