Godzina 7:40. Budzę się wcześniej przez zmianę strefy czasowej. Z kuchni dochodzą odgłosy wałka uderzającego o blat. Monika widząc, że już nie śpię przestaje się skradać i bierze się za solidne rozwałkowywanie ciasta na croissanty.
Nie raz ktoś pysznie dla mnie gotował, ale codziennie domowy chleb, bagietki, croissanty? Każdy posiłek rzucający na kolana? Tak jeszcze nie było.
Pierwszy raz spotkałyśmy się z Monią, autorka bloga Gotuje bo lubi rok temu w Londynie, drugi raz latem w Warszawie. Wtedy dowiedziałam się, że Monia przenosi się do San Francisco i chociaż była nastawiona dość sceptycznie, zapewniałam ją, że pokocha to miejsce i że kulinarnie na pewno jej nie zawiedzie.
A teraz spotykamy się w Kalifornii i jedzeniowym tematom nie ma końca. Stworzyłyśmy też całkiem dobry team: Monia gotuje, stylizuje dania, potem spędzamy 20min na robieniu zdjęć, zanim usiądziemy do wystygniętego, ale wciąż smakującego świetnie posiłku. Mam czas, żeby pomruczeć z zachwytu, a potem zbieram garnki i talerze i jak przystało na dobrego asystenta dbam, żeby w zmywaku nic nie zalegało.
Dni mijały, deszcze nie przestawał padać, tak samo jak nic nie przestawało smakować. Na domowym gotowaniu jednak się nie skończyło w końcu wyruszyłyśmy na kulinarne podboje San Francisco, o czym jeszcze przeczytacie na blogu.
Stary wiktoriański dom i klasyczne piękne okna. Widok na ulicę wciąga, można usiąść przy stole i gapić się godzinami. Pierwsze śniadanie u Moni, to domowej roboty bajgle z jajkiem sadzonym, awokado i bekonem + orientalna sałatka z pęczakiem i grillowanymi warzywami. Na blogu Moni sałatka znajduje się w wersji z ryżem, ale szczerze polecam wypróbowanie przepisu, bo dzięki połączeniu przypraw jest super. To nie był koniec śniadania... Na deser czekało na mnie ciasto, z których wieczór wcześniej Monia miała upiec croissanty, ale masło nie zachowało się tak jak powinno i szef kuchni zmienił kierunek, oczywiście wychodząc na prostą i tworząc z tego pyszne ciasto. Przypominało pół brioszkę, pół rogala, a było w nim jeszcze mango, migdały i masło orzechowe. Ponadto domowej roboty komfitura z kumkwatu oraz lemon curd z granatem. Czujecie to?!
Kolejnym cudownym śniadaniem była owsianka z bananem, pieczonymi migdałami i masłem orzechowym, popijana czekoladową kawą.
Carbonara miała być tylko szybką przekąską, a przerodziła się nie tylko w super obiad, ale też dobrą zabawę przy stylizacji dania i robieniu zdjęć.
Jak wspominałam, z poprzednich croissantów wyszło ciasto, więc Monia powtórzyła zabieg następnego dnia. Wyglądały przepięknie, a ja byłam tym szczęśliwcem, który mógł spróbować ich jeszcze ciepłych.
Część rogali zniknęło podczas kolacji, częśc rozeszła się do domu znajomych, a z tych, które zostały następnego dnia powstał kokosowy pudding croissantowy. Przepis w najnowszym poście. Dotarliśmy do niedzielnego śniadania. Tym razem gospodyni upiekła chleb razowy i zrobiła tatara z łososia. Po raz kolejny siedziałam przy stole i już nawet nie musiałam nic mówić, bo moja mina wyrażała wszystko.
fot. gotuje bo lubi
Niedzielna wycieczka poza miasto skończyła się jedzeniowym przystankiem w Johnny Doghnuts w miejscowości San Rafael. Będąc w Nowym Jorku totalnie zapomniałam spróbować cronuta- połączenia croissanta z pączkiem. Wypiek opatentowany przez tamtejszą Ansel's Bakery został uznany przez TIME za jeden 25 najlepszych wynalazków 2013 roku.
Widząc cronuta w Johnny napaliłyśmy się na spróbowanie go, w smaku był dobry, ale nie był szczególnie udany, za mało różnił się od zwykłego pączka.
fot. gotuje bo lubi
Pączek z cytrynowym nadzieniem z mascarpone.
fot. gotuje bo lubi
Tyle super jedzenia!!! Gdybym, ja tak umiala pichcić!
OdpowiedzUsuńZjadlabym takiego bajgla. dobry wybor miejsca na zatrzymanie sie w SF.
OdpowiedzUsuńdziewczyno, ale mi narobiłaś smaku tymi rogalikami <3
OdpowiedzUsuńZrobiłam błąd, że przeczytałam tego posta głodna ;) A do cronuta nie da się tak łatwo dopchać, trzeba przyjść godzinę przed otwarciem (czyli o 7), żeby mieć jako taką gwarancję spróbowania go. W zimie zrobili nawet winter pass, czyli pobiera się bilecik, żeby nie czekać na mrozie ;) Ja nie dałam rady wstać i wyjść o tej porze przy minusowej temperaturze ;)
OdpowiedzUsuńTo jeszcze takie kolejki stoją? Hahaha no nieźle!
UsuńWspaniałości Monia zaserwowała:). Dobrze, ze jestem po kolacji:)
OdpowiedzUsuńno mieszkać blisko Moniki to tylko cud..sama zjadłabym jej rogalika:) ale macie fajnie!
OdpowiedzUsuńAle jestem głodna po przeczytaniu tego wpisu hahah. Ten dom musi mieć super klimat, a zdjęcia piękne! Pozdrawiam P. ; )
OdpowiedzUsuń+23722992 kg w pasie! Cudowności same :)
OdpowiedzUsuńomnomnomnomnomnomnomnomnom... :)
OdpowiedzUsuńostatnio zrobiłam swoje pierwsze domowe masło orzechowe i jestem zakochana w tym słoiczku pyszności :)
przepiękne zdjęcia, naprawdę masz oko do dobrego kadru!
pozdrówki Basiul!
Ula pijasz kawę do śniadania? A jak tak to czy często to robisz? Bo jednak się mówi że kawa jest niezdrowa. (w dużych ilościach) Jakie jest twoje zdanie?
OdpowiedzUsuńRzadko, kilka razy w miesiącu, a czasem wcale, bo sama sobie nie robię praktycznie nigdy. Herbatę piję prawie codziennie.
UsuńNiezdrowy poziom picia kawy, to dla mnie trzy dziennie. Pita raz dziennie raczej nie ma żadnego negatywnego wpływu na zdrowie...
Uleczko! Zamorduje, a ja tu sie własne rozliczam z kazdej kalorii po tym jak w rozbestwieniu zyłam 4 miesiace:) Boże jakie smakołyki, zazdrosze tak godujących znajomych! ( a własciwie to nie gotujących, a pieczących, smażących i czarujących!)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko:*
Nie wiem czy ładniejsze są zdjęcia, czy jedzenie, które na nich jest. Że masz rękę do fotografii wiem nie od dziś, ale taka reporterska/krajobrazowa a kulinarna to zupełnie różne bajki. Podziw za wszechstronność, naprawdę, wszystko to jest piękne w Twoim wykonaniu.
OdpowiedzUsuńA Monia naprawdę musi mieć to "coś" - wyrabia sobie renomę godną popularnego szefa kuchni, a wszystko to nie opuszczając swojej własnej kuchni (i to znajdującej się tyle po drugiej stronie oceanu). To naprawdę wyjątkowe, że tylu ludzi dałoby się pokroić za to, żeby przygotowała im jeden obiad. Oczywiście z deserem!
Dziękuję bardzo! I w takim razie życzę Ci posiłku przygotowanego przez Monię :D
Usuńte zdjęcia są takie apetyczne, aż ślinka cieknie *______*
OdpowiedzUsuńAleż tu u Ciebie pięknie! Zostaję! :
OdpowiedzUsuńWyczytałam w zakładce, że byłaś w USA jako aupair. Mogłabyś powiedzieć mi z której agencji wyjeżdżałaś? Sama mam taki plan i rozglądam się.
Pozdrawiam!
P
Cultural Care.
UsuńPozdrowienia! :)
Przyznam szczerze, ze tak pieknie zwinietych i upieczonych croissantow juz dawno nie widzialam,
OdpowiedzUsuńa kupuje je tutaj w piekrniach dosyc czesto. Przepiekne :-)
Po pierwsze smakowity wpis. Być w gościnie u Moniki to marzenie. Absolutne!
OdpowiedzUsuńPo drugie - Ulu, Ulo,(?!) jak kiedyś zawitasz do Polski szczególnie w jej wschodnie rejony (Lublin i okolice) to zapraszam. Gościnę masz gwarantowaną.
Pozdrawiam serdecznie
Ania
Zazdroszczę takich pyszności ! A dom w stylu wiktoriańskim, te okna i stół przy którym jecie - marzenie!
OdpowiedzUsuńTyle smakowitości aż zrobiłam się głodna, ale jak pomyślałam o tym co sama mogę zrobić do jedzenia to aż mi się odechciało ...
OdpowiedzUsuńo Jezusie adoptujcie mnie tak na kilka dni, to wystarczy, bo inaczej za bardzo bym się rozrosła ..... :)
OdpowiedzUsuńJezu jaka Ty jesteś śliczna!!! :* :*
OdpowiedzUsuńPrzeszłaś samą siebie z tymi fotami! Piękne są! :)) Pozdro!
OdpowiedzUsuńjejku jak zazdroszczę Wam tych smaków.! Świetnie, że robicie to co kochacie i że są tacy wspaniali ludzie :D
OdpowiedzUsuńIle pyszności!
OdpowiedzUsuńAż mam ochotę krzyczeć: "Monia, nie potrzebujesz współlokatorki?! Albo chociaż sprzątaczki, której zapłacisz jedzeniem?!" ;) :D Piękne zdjęcia, cudownie wyglądające potrawy! Znowu głodnieję przez Twojego bloga, Ula ;)
OdpowiedzUsuńO kurczę strasznie pięknie Wam ta praca drużynowa wychodzi, a ja zaślinię zaraz kompa, więc wyłączam lepiej ten wpis.
OdpowiedzUsuń