22 kwi 2012

Boracay Island.

Tak jak to często u mnie bywa, na Boracay wybrałam się przede wszystkim w efekcie znalezienia tanich biletów. Miesiąc przed rozpoczęciem podróży trafiłam na kilkudniową promocję Air Asia i za bilet lotniczy w dwie strony zapłaciłam 20$. Normalnie bym się tam nie wybrała, bo wyspa jest bardzo turystyczna i nie ma tam za wiele do roboty, poza wylegiwaniem się na plaży i imprezowaniem, co raczej nie jest moim priorytetem na wyjazdach. Postanowiłam więc, że będzie to "mój urlop w podróży", pojadę tam po opaleniznę i dla lazurowej wody, bo w dalszej drodze nie czekało mnie już żadne plażowanie. Wyobraźcie sobie, że udało mi się wykonać tą ciężką misję, chociaż nie obyło się bez ofiar. Doszły mnie słuchy, że niektórzy nienajlepiej znosili moje położenie, kiedy za ich oknami padał deszcze ze śniegiem, ale teraz mam za swoje i dodaję te zdjęcia z zimnej i deszczowej Anglii;).

Kilkanaście leżaków i parasolek należało do mojego hostelu i można było korzystać z nich bez dodatkowych opłat. Myślałam, że ciężko będzie znaleźć wolne miejsce, ale ani razu nie miałam z tym problemu.

Plaża była bardzo wąska, co dla mnie było akurat idealne, bo mogłam chodzić się kąpać bez obawy, że zostawiam wszystkie rzeczy na leżaku bez nazdoru.
Fish sinigang. Kwaskowaty bulion na głowie ryby z warzywami.

Dojście do plaży z hostelu zajmowało kilka minut.
Hostel był tak ukryty, że ledwo go w pierwszą noc znalazłam. Ciągle miałam wrażenie, że chodzę po czyimś wiejskim podwórku, a za płotem hostelu pasły się świnie i biegały kury.
Hostelem był niewielki ośrodek z bambusowymi domkami i częścią wspólną na środku, gdzie był WiFi, bar i można było zjeść międzynarodowe żarcie (nuuuda!) lub napić się drinków w niemalże europejskich cenach. Prędzej napiłabym się kranówy niż dała naciągnąc na ceny jak na Majorce;).
W domku mieszkałam z trzema innymi dziewczynami, dwie osoby na parterze i dwie na piętrze.
Po prawej bambusowe rusztowanie.
Buko, młody kokos, a poniżej pyszny orzeźwiający shake.
Wieczorem na plaży było jeszcze więcej ludzi niż w dzień i pewnie zdjęcia z zachodu słońca w kolejnym poście wyjaśnią dlaczego.

26 komentarzy:

  1. Że są na świecie takie miejsca... piękne widoki, aż mi się serce ściska jak buszuję po tym Twoim blogu. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. co za widoki. ajć

    OdpowiedzUsuń
  3. dlaczego ja mam wrażenie ze kiedyś tam byłam ? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. miło popatrzeć:) bez zazdrości, a z radością!

    OdpowiedzUsuń
  5. zdjęcie z 3 palmami połączonymi w 1? ..uwielbiam je! potem z dwiema, też połączonymi w 1 ... no i ostatnie, nastrojowe.. zazdroszczę strasznie, strasznie, strasznie, bardzo, cholernie i nie wiem jeszcze jak! Boże może już wyruszę w drogę na piechotę, to może na koniec mojego życia dotrę tam.. to byłby chyba najpiękniejszy moment mojego życia

    martijaaa

    OdpowiedzUsuń
  6. dla takich chwil warto żyć <3

    OdpowiedzUsuń
  7. z każdym postem coraz lepsze zdjęcia :D
    pozdrawiam i życzę wielu sukcesów na tym polu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym, żeby tak było, ale moim zdaniem od dłuższego czasu stoję w miejscu...

      Usuń
  8. Jestem ciekawa, jak to jest u Ciebie - tesknisz za odwiedzonymi miejscami? Nie zalujesz, ze bylas w nich za krotko? Ze nie wszystko zdazylas zobaczyc, ze nie moglas tam osiasc i wczuc sie w klimat na dluzej? Ja jestem strasznie sentymentalna, tesknie za miejscami bardziej niz za ludzmi, nie wiem czy to nie dziwne ;) Wkrotce przede mna kolejne miasto - Malmö - i juz wiem ze bede za nim tesknic :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie tęsknię i zazwyczaj właśnie nie tyle za ludźmi, co za miejscami. Też jestem sentymentalna i zawsze wyjeżdżam w podobnym nastroju... Tylko to nie jest chyba kwestia długości pobytu, bo w wielu lokalizacjach mogłabym spędzić rok i nie mieć dość, a zdaję sobie sprawę, że wszystko musi się kiedyś skończyć.

      Usuń
  9. ostatnie zdjęcie- niesamowite!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ula na jakiej stronie wypatrujesz bilety lotnicze ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy gdzie lecę, bo w różnych częściach świata patrzy się na różne linie. Po Europie zazwyczaj wszystkie tanie linie zaczynając od Ryanaira. Porównuję też często ceny na skyscanner.net i dostaję newslettery od linii lotniczych.

      Usuń
  11. Czy mozesz podac nazwe i cene swojego hostelu? Niedlugo wybieramy sie na Boracay i szukamy bardzo taniego miejsca. Julka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze względu na turystyczność tego miejsca, ceny były wyższe niż w innych miejscach na Filipinach, ale ja wybrałam hostel, który miał najwięcej recenzji i wyglądał najsensowniej. Nazywał się Frendz Resort: http://www.hostelbookers.com/property/prp/9924/arr/2012-05-23/ngt/3/ppl/1/. Pokój żeński, 4osobowy- 44zł. W przeciwieństwie do opinii innych nie byłam zachwycona, ale wyglądał chyba najlepiej z tych, ktore były na stronie. W razie czego możecie pojechać w ciemno i poszukać czegoś na miejscu.

      Usuń
  12. Raj na ziemi, zazdroszcze podróży!

    OdpowiedzUsuń
  13. Zakochałam się w ostatnim zdjęciu i w tych z palmami <3
    Żałuję, że nie mogę poczuć zapachów, poczuć ciepła.. haha wiem, że to strasznie głupie, ale tego mi brakuje podczas oglądania tych wszystkich Twoich zdjęć z tej niesamowitej podróży! (której Ci straaasznie zazdroszczę, ha! :D )
    Btw, bulionik z ryżem wygląda przepysznie, ale nie skusiłabym się gdybym wiedziała, że jest zrobiony na głowie ryby :o Smaczny był?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bulion na głowie ryby to fu, a na nogach kurczaka czy jego skrzydłach to już nie? Nawet mnie nie denerwuj, oczywiście, że był dobry!;)

      Usuń
    2. Pozat tym głowę się w zupie zostawia i zjada mięso, na tyle, na ile to możliwe, jak z każdej innej części ryby.

      Usuń
  14. Rajciu, jakie klimatyczne miejsce <3 a ten Twój hostel nie dość, że pewnie niedrogi to jeszcze piękny ;] Niesamowicie zazdroszczę i pozdrawiam z rozkapryszonej pogodowo Polski. Trzymaj się Ula! ;-*

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej Ula,
    Zastanawiam się nad studiami w Anglii, tylko po piwrwsze nie wiem czy jest się nad czym zastanawiać, bo moje wyniki z matury nie są jakieś szczególne. Trzeba mieć na przwdę dobre wyniki żeby się tam dostać? Nie mówię o jakiejś medycynie czy innym prawie, ale taka turystyka np? I w ogóle to nigdzie nie mogę znaleźć przeiczników precent z matury na te jakieś punkty, które tam się liczą (zwykle trzeba mieć około 240, nie wiem czy wiesz o czym mówię...). Będę wdzięczna za każdą wskazówkę.
    pozdr,
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W UK jest tyle szkół, że nawet z przeciętnymi wynikami znajdziesz coś dla siebie! I podobnie z kierunkami, jest ich dużo, większy wybór, więc pewnie łatwiej dostać się na medycynę do UK niż w Polsce;).
      Nie mam pojęcia jakie są przeliczniki, nie wiem czy coś takiego wogóle istnieje. Podawane są poziomy, na którym powinno zdać się TOEFLa czy IELTS, ale też nie skreślają ludzi na tej podstawie, więc nie przejmuj się, tylko przygotuj się do matury i nie zapomnij złożyć papierów do UK zimą;).

      Usuń
    2. ok, dzięki!! a jeśli chodzi o kierunki to czy jest tam coś takiego jak typowa filologia? tzn mam na myśli np hiszpańską czy włoską? bo trochę się rozglądałam po różnych stronach, ale nie mogę tego znaleźć..

      Usuń
  16. Och, Ula, ale Ci zazdroszczę tej wyprawy! Ale nie ma co zazdrościć, tylko trzeba się samemu brać za spełnianie swoich marzeń, co też mam zamiar zrobić ;>

    A piszę tu u Ciebie przede wszystkim dlatego, że chciałabym zapytać o longboard. Ostatnio strasznie się na niego napaliłam. I pamiętam, jak mówiłaś, że kupiłaś specjalnie taki mniejszy, żeby się do walizki mieścił. I też bym taki chciała, bo też planuję dosyć, hm, podróżniczy tryb życia :) Cóż, przeglądałam różne strony i większość longboardów zaczyna się od 90cm, a tego nijak nie wepchnę do walizki... Jakiej długości jest Twój? Wiem, że kupiłaś go w Stanach, ale przez internet czy w stacjonarnym sklepie?

    OdpowiedzUsuń
  17. Cudowna przygoda! Strasznie chciałabym spróbować tych wszystkich pyszności z fotografii :)

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń