Drogę z Baguio nad morze widzieliście w poprzednim poście. Kierowca wysadził mnie przy głównej drodze niewielkiej wioski San Juan, słynącej z dobrej lokalizacji do surfowania. Heidi poleciła mi niedrogi hotel, który okazał się być po drugiej stronie ulicy od miejsca w którym stałam. Szukając wejścia natrafiłam na bar, gdzie poprosiłam o pomoc. Jeden z surferów zaoferował, że mnie zaprowadzi i w ten sposób poznałam Mike'a. Kilka wymienionych zdań i od razu złapaliśmy wspólny język. Zostałam zaproszona na wieczorną imprezę na plaży, ale najpierw Mike wybierał się na targ, żeby kupić ryby i warzywa do zrobienia kolacji, więc dołączyłam do niego!
Targ znajdował się pod dachem, był naprawdę duży i spodobał mi się jeszcze bardziej od tego w Baguio. Od pierwszych chwil zachwyciła mnie ilość ryb i owoców morza, ale jeszcze bardziej ich ceny.
Mike z Oliverem wybierali produkty, a ja robiłam w biegu zdjęcia. Na samą myśl o tuńczyku z grilla jeszcze tego samego wieczoru, serce zaczynało mi bić mocniej!;)
Całe życie marzyłam, żeby znaleźć w miejscu, gdzie owoce morza będą tańsze od mięsa, a najlepiej w ogóle w nim zamieszkać i obżerać się rybami i owocami morza do woli. Jak zobaczyłam, że kilogram świeżych kalmarów kosztował na targu trochę ponad 5 zł, to opadła mi szczęka...
Poza tuńczykiem i kalmarami kupiliśmy kilka warzyw i nudle.
Droga powrotna w jeepneyu.
Oliver ze Szwajcarii od 10 miesięcy przebywa na Filipinach, ale już niedługo kończy się jego podróż i wraca do domu.
Zdjęcia z wieczoru na plaży w kolejnym poście.
uwielbiam Twojego bloga, zdjęcia i opisy sprawiają, że mam wrażenie, że byłam w tych miejscach z Tobą, czuć w nich emocje i ekscytację :)
OdpowiedzUsuńCudowny ten targ, bajka :D oj jestem ciekawa opisu smaku potraw :D
OdpowiedzUsuńWesołego jajka !
Ula, rewe-rewe-rewe-lacja :)!
OdpowiedzUsuńaż mi się zachciało tego tuńczyka...
ohhh jak ja Ci zazdroszczę!!
OdpowiedzUsuńśliczne zdjęcia z targu:)
OdpowiedzUsuńzastanawiam się, czy którakolwiek z osób, z którymi rozmawiasz podczas swoich podróży potrafi tak po prostu sobie odejść w inną stronę i gdzieś Cię nie zabrać, nie pokazać czegoś :D
OdpowiedzUsuńHehe, z ludźmi na ulicy aż tak się nie zaprzyjaźniam, ale akurat Mike pokazał mi wiele miejsc podczas mojego pobytu w San Juan;).
UsuńTo samo mnie zastanawia;). Jestes, jak magnes dla ludzi!
Usuńtuńczyki jak tuńczyki, ale zdjęcia są niesamowite! Wyślij jakieś do NG! Koniecznie!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podobają Oliwia, ale z tym NG, to już gruba przesada czy też dobry żart;).
UsuńUla, robisz naprawdę dobre zdjęcia, i poważnie niektóre z nich nadawałyby się do NG!
UsuńJestem za ! Zdjęcie z małżami i rybami w wiadrze mają wspaniałą teksturę ;) I zdjęcia ludzi też są dobre ;)
UsuńHaha a jak niby możesz stwierdzić tutaj tekstutrę tego zdjęcia? Raczej miałaś coś innego na myśli;)
UsuńPrzejęzyczenie. ;) Chodziło mi o fakturę :)
UsuńUwielbiam Twoje posty ;)
OdpowiedzUsuńSiedzę w Polsce w domu,ale czuję jakbym była tam z Tobą ;))
Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy :D
Wesołych Świąt ;)
Oj Ula, uwielbiam z Tobą podróżować :)
OdpowiedzUsuńCudne zdjecia!
OdpowiedzUsuńARBUZYY! "Pojechaliśmy jeepneyem do San Fernando, pobliskiego miasta. Był z nami jeszcze chłopak ze Szwajcarii, który mieszkałam w tym samym hotelu co ja." Błąd się wkradł - mieszkał :)
OdpowiedzUsuńO kurcze ale błąd.A ty nie masz co robić tylko takie błędy wyszukiwać?
UsuńUlka jestes niesamowita. ciagle sie zastanawiam co ty masz takiego w sobie(bo cie nie znam, jedynie przez bloga), ze ludzie poznajac cie, pokazuja ci wiele rzeczy, zaczynaja rozmawiac ;-)
OdpowiedzUsuńCzy to drugie zdjęcie nie jest przypadkiem Twojego autorstwa? http://demotywatory.pl/3758036/To-co-pieknie-wyglada-na-talerzu
OdpowiedzUsuńTak;)
UsuńŚwieże owoce, o zjadłabym, zjadła!
OdpowiedzUsuńNa Filipinach mają coś takiego jak Wielkanoc ? ;)
OdpowiedzUsuńUla napisała w ostatnim poście, że to najbardziej katolicki kraj Azji, więc sama sobie odpowiedz;).
UsuńPrzecież to właśnie na Filipinach jest tak głośni obchodzony Wielki Piątek - ludzie sami przybijają się do krzyża.
Usuńmożesz zdradzić co to za stworki na ósmym zdjęciu z prawej strony ?
OdpowiedzUsuńZnałam ich angielską nazwę, ale nie mogę sobie przypomnieć!
UsuńPo angielsku Sea Urchin, a po polskiemu na wikipedii pisze Jeżowce. Raczej sie w polsce tego nie znajdzie.
Usuń-Misiek
rewelacyjne zdjęcia! zazdroszczę podróży :)
OdpowiedzUsuńświetne zdjęcia, a najładniejsze (haha) jest to z Oliverem ze Szwajcarii <333 ;D
OdpowiedzUsuńwidzisz świat nie kończy się na NY i poziom bloga nie spadł po Twoim wyjeździe ze Stanów. Super fotorelacja.. i cieszę się, że chociaż trochę mogę zorientować się jak wygląda życie, kultura itd. na wschodzie :) dziękuję!
OdpowiedzUsuńmartijaaa
Ja bym powiedziała, że jednak spadł, bo na co dzień jestem w Birmingham i nic się nie dzieję;).
Usuńczekam na kolejną dawkę niesamowitej podróży :) ach, wesołych świąt jeśli obchodzisz:)
OdpowiedzUsuńHej Ula,
OdpowiedzUsuńCzy wszystkie hostele/noclegi/couchsurferów organizujesz zwykle już przed wyjazdem czy dopiero na miejscu?
M.
Jeżeli jest to kilkudniowy wyjazd to przed, ale teraz załatwiam to też na miejscu i np. nie mam jeszcze noclegów na najbliższy tydzień.
Usuńpiękne zdjęcia obserwuje i zapraszam http://madeedream.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńprzepiękne zdjęcia! jestem oczarowana :)
OdpowiedzUsuńPiękne fotki!
OdpowiedzUsuńKalina