20 kwi 2012

Just think about the good times and they will come back again.

 Ostatni dzień w San Juan był ostatnią okazją do surfingu, więc od tego zaczął się dzień. Mike zrobił mi kilka zdjęć w wodzie, ale nie da się ukryć, że przydałby się zoom.

Zderzenie deskami i Ula w powietrzu;).
 Z względu na weekend, z godziny na godzinę zbierało się coraz więcej surferów i w końcu około południa wyszłam z wody.
 Lunch zjadłam w Surfbreak. Lemon ugotował warzywa z kawałkami świńskiej głowy, z pieczeni z poprzedniego wieczoru. Nic się tam nie marnuje.
 Zuważyłam, że Filipińczycy używają dużo octu, a do butelek dorzucają często świeże chili. Na stołach w barach, restauracjach wszędzie można znaleźć sos sojowy i ocet, co najcześciej miesza się razem i np. skrapia ryż, albo służy do maczania ryb/mięsa.
Tego dnia wymeldowałam się z hotelu, a swoje rzeczy zostawiłam w Surfbreak, bo miałam opuścić San Juan o 1 w nocy. Później okazało się, że mogę jednak odjechać autobusem o 6 rano. Nie miałam zamiaru iść spać, więc czekał mnie dłuuugi dzień.
 Jesse to młodszy brat Joe, tego, który wkręcił mnie, że był na wojnie w Kambodży;).
 Popołudniu pojechaliśmy z Mikem do miasta, a tam po raz pierwszy miałam okazję przejechać się tricyklem, zwanym w kilku innych krajach Azji Pd-Wsch- tuk tukiem.
Zrobiliśmy zakupy na kolację, którą miałam przygotować ja, bo dzień wcześniej Lemon poprosił mnie, żebym ugotowała dla nich coś europejskiego.

 Ostatnia wizyta na targu i znowu zachwyt na rybami...
Później poszliśmy na halo-halo, tym razem podawane w kokosie. Lód z ube, fioletowego słodkiego ziemniaka był przepyszny (pierwszy raz próbowałam go w San Francisco, choć nie był AŻ TAK dobry), ale cały deser nie przebił pierwszego halo-halo, który jadłam z Heidi w Baguio.
 Na ścianie wisiał obrazek Mike'a, zrobiony kiedyś na zamówienie dla tej kawiarni.
 Krótka wizyta w zakładzie krawieckim, gdzie Mike miał do załatwienia jakąś sprawę w związku z ubraniami do ich sklepu.

Długo myślałam nad tym, co ugotować, a menu miałam dość ograniczone, bo importowane składniki były drogie. W końcu zrobiłam kurczaka w pomidorach, z oliwkami, kaparami i pietruszkowe pesto, które smakowało wszystkim najbardziej.

Kuchnia w Surfbreak nie była może kuchnią marzeń, do tego gotowanie oznaczało bycie mokrym z gorąca, ale pewnie można się przyzwyczaić;).


Kuchnia kuchnią, ale łazienka to już w ogóle była odjechana;). Połowa kibli z jakimi spotkałam się na Filipinach (poza publicznymi) nie miało spłuczki. Zazwyczaj obok stało małe/duże wiadro, którym spłukiwało się wodę samemu, ale tak naprawdę nie było to jakimś większym problemem. Za to klozet w Surfbreak był strasznie niski, nie miał deski sedesowej i warunki do załatwienia "numeru dwa" oceniłam na ciężkie;).
W międzyczasie w Surfbreak zebrała się spora grupa znajomych i z okazji weekendu rozkręciła się impreza, która trwała prawie do rana.
 Dwóch Koreańskich turystów zaliczyło zgon. Ten ze zdjęcia po jakimś czasie obudził się i dalej imprezował, ale drugi skończył na ławeczce, zalewając podłogę Surfbreak wymiocinami i przepraszając z głębi serca, co wyglądało dość zabawnie;). Wtedy pomyślałam sobie, że dobrze, że nie ma w barze normalnych ścian, bo wszystko można było posprzątać wylewając wiadro wody, która spływała na dwór.
Turtle to bardzo sympatyczny Szwajcar, który przyjechał tu kiedyś na wakacje, zakochał się i teraz już mieszka na Filipinach. W ciągu pół roku nauczył się nawet języka i byłam zaskoczona jak płynnie mówi! Razem ze swoją dziewczyną Jasmine tworzą uroczą parę, obydwoje mieli strasznie dużo energii i byli bardzo pozytywni.

Padałam już ze zmęczenia i gorąca, ale pamiątkowe zdjęcie musiało być!;)
Mike zaopiekował się mną od początku do końca, miał ciekawą osobowość i fajnie spędzało się z nim czas. Dzieliło nas 12 lat różnicy, ale nie odczuwałam tego i dobrze się nam rozmawiało. Pewnie jeszcze się spotkamy, bo coś czuję, że nie była to moja ostatnia wizyta w San Juan!

O 6 rano wsiadłam w autobus i pojechałam na oddalone o kilka godzin lotnisko, żeby polecieć na inną filipińską wyspę, o czym będzie kolejny post...

40 komentarzy:

  1. wow, zakład krawiecki, czy widzę stare maszyny Singer ?
    podziwiam za odwagę !!
    ale nagłówek do posta nostalgiczny :D
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ryby na targu mają psychodeliczne spojzenia. Piękne miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachwycił mnie ten obraz "rybny" Mike'a :D cudo ! haha choć rozbiła mnie historyjka o tych koreańcach , zabawnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałaś coś wspólnego z Champem? Całowaliście się czy coś w tym stylu? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak tak, koniecznie nam opowiedz, ile razy i czy z języczkiem!!!!!11111

      boszszsz

      Usuń
    2. Hahaha dooobre omułku :D

      Usuń
    3. nagadałam się a że moja przeglądarka świruje to muszę od nowa.. Eh skrócę swoją wypowiedź do słów "zadziwiacie mnie" ;)

      Usuń
    4. No może i pytanie powyżej nie było na miejscu(albo autor źle je sformułował^) ale wiecie, to jest tak jak z aktorami czy innymi osobami sławy. Zazwyczaj ludzie pytają o takie sprawy. Tak samo jest z Ulą, skoro prowadzi bloga, wiemy co robi od kilku lat więc takie pytanie nie powinno nikogo dziwić. Taki są skutki sławy ;)

      Magda.

      Usuń
    5. Sławy... śmiesznie to brzmi, ale wiem o co Ci chodzi;).

      Usuń
  5. hahahah ale jesteście niedyskretnymi potworami!!! Wpuszcza nas w swoje podróże, a wy jej zaglądacie do łóżka.

    OdpowiedzUsuń
  6. e tam kibelek wcale niezły... mogłaby być przecież tylko dziura w podłodze z czymś się kiedyś spotkałam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Malezji były właśnie takie zazwyczaj, więc masz racje, może być gorzej;).

      Usuń
    2. Poczekaj na Japonie i bedziesz mogla napisac osobny post o toaletach w Azji ;-)

      Buka

      Usuń
    3. Hehe no wiem, najczystsze kible świata ;D

      Usuń
    4. Żeby tylko! Poczekaj na dziesiątki guzików na 'poręczy' toalety, które po naduszeniu nieoczekiwanie spowodują, że fontanna wody zacznie podmywać Ci tyłek, albo go osuszać, bądź też na dźwięki triumfalnej muzyki z kibla :P

      Buka

      Usuń
  7. Świetny klimat zdjęć, uwielbiam takie surfingowe opowieści z wiatrem we włosach i morską bryzą w tle! A ta rybka na blacie - cudna :)

    OdpowiedzUsuń
  8. może pewnego dnia też tam się wybiorę;]

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam identyczny lejek w kuchni! Zielony! Kupiłam od tzw. "ruskich" na bazarze w Warszawie! :-D

    OdpowiedzUsuń
  10. Ulaaaa dodawaj posty codziennie, pleaseeeeee :)) Tak fajnie się je czyta!

    OdpowiedzUsuń
  11. E, chyba lepsz taki niski kibelek. Latwiej nad nim odprawiac narciarza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narciasz niełatwa sprawa, zwłaszcza w przypadku pełnego pęcherza!

      Usuń
  12. Bardzo inspirujacy blog, swietne zdjecia :) Pozdrowienia z Glasgow!

    bedzie mi milo jak wstapisz do mnie - http://watermelonsquare.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  13. super post i świetne zdjęcia.
    gdzie uczyłaś się surfować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Nadal się uczę, bo jestem początkująca, a surfować wcześniej miałam okazję raz w Kornwalii i New Jersey.

      Usuń
  14. Wpadam tu do Ciebie i za każdym razem czuję się, jakbym czytała dobrą książkę z rewelacyjnymi "ilustracjami".

    Marze o surfingu. Nie o winds. nie o kites. ale o samej desce i ujarzmianiu fal...

    OdpowiedzUsuń
  15. Przez ostatnie 5 dni (z przerwami na wyjście na uczelnię) przeczytałam Twojego bloga od samego początku i postanowiłam coś napisać :)

    Po pierwsze jestem pod wieeeeeeeeeeeelkim wrażeniem, jesteś niesamowita! Przede wszystkim dlatego, że dążysz w swoim życiu do spełnienia marzeń i nie interesuje Cię to co inni mówią, a wiadomo jak to jest szczególnie u nas w Polsce. Szkoła, studia, w trakcie najlepiej znaleźć męża, po studiach ślub, kredyt na 30 lat i dziecko. Ty wyłamałaś się z tego schematu i nie obyło się bez głupich komentarzy chociażby "życzliwych" anonimów na blogu, na które odpowiadając udowadniałaś, że nie studia są wyznacznikiem mądrości i inteligencji człowieka. Zazdroszczę (ale nie zawistnie) Ci tej wiary w to, że to co robisz jest słuszne, nawet wtedy kiedy nie jest kolorowo. Ja po maturze poszłam na jedne studia, które rzuciłam po 4 miesiącach (ojciec do tej pory wypomina mi "zmarnowany" rok), a po wakacjach poszłam na prawo, ale tylko dlatego, że wydawało mi się jedynym sensownym kierunkiem, bo w sumie nadal nie wiedziałam co chcę w życiu robić. Teraz żałuję, że wcześniej nie znalazłam Twojego bloga, bo może moje życie wyglądałoby inaczej :-)
    Po drugie Twoim ulubionym ulubionym zespołem jest Coldplay i słuchasz Arctic Monkeys! Coldplay jest zespołem mojego życia, a AM kocham! Uwielbiam ludzi, którzy słuchają podobnej muzyki jak ja :)
    Po trzecie fotografia! Fantastycznie oglądało mi się Twojego bloga i obserwowało jakie postępy robiłaś w tej dziedzinie. Fotografia jest też moją pasją, ale teraz co to druga osoba jest "fotografem" z lustrzanką robiąca zdjęcia na automacie i zakładająca fanfejdże na facebooku "imię nazwisko photography", dlatego bardzo spodobała mi się Twoja krytyczna postawa wobec siebie, pomimo że robisz naprawdę cudowne zdjęcia! A Twój canon 5d mark ii jest moim marzeniem. Poza tym analog i lomo - uwielbiam!
    Po czwarte - TWIN PEAKS! Jeju tu wyjde na jakąś kretynkę, ale tak strasznie ucieszyłam się, że byłaś w Twin Peaks, jakbym to ja była na Twoim miejscu! Nie wiem czy znasz/pamiętasz, ale w latach 1990-1991 leciał w telewizji serial Davida Lyncha "Twin Peaks" (powtarzali go później na różnych kanałach), w którym jestem absolutnie, bezgranicznie zakochana. Jednym z moich punktów z "bucket list" jest pojechanie do Twin Peaks, dlatego prawie oszalałam przed laptopem jak zobaczyłam, że tam byłaś :))
    Po piąte też jestem typem samotnika, wiele rzeczy wolę robić sama, zbyt długa obecność wielu ludzi mi przeszkadza, dlatego tym lepiej czytając Twoje posty, relacje z podróży mogłam się "wczuć". I szczerze mówiąc dodałaś mi odwagi, żeby zacząć podróżować samej. Obecnie zastanawiam się czy nie wziąć dziekanki na rok i wyjechać do USA jako au pair, chociażby żeby zarobić na swojego "Marka" (canona).

    Upssss trochę się rozpisałam :D W każdym razie pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na kolejne zdjecia i posty! :) K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kłaniam się w pas za ten piękny komentarz, aż musiałam podzielić się jego fragmentem na FB, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko:).
      Z Twin Peaks akurat Cię zawiodę, bo to, na co trafiłaś na blogu to dzielnica San Francisco, a nie oryginalna lokalizacja serialowej akcji, która zdaje się, że znajduje się w stanie Waszyngton:).

      Usuń
    2. Ooo :) właśnie widziałam, bo 'lubię Cię' też na facebooku. Oczywiście nie mam nic przeciwko, ciesze się, że mój komentarz wywołał u Ciebie uśmiech ;-)

      A co do Twin Peaks to wiem, że kręcili w North Bend, Snoqualmie i niektóre sceny w Malibu - tam też muszę się wybrać, ale jednak [sama nazwa] Twin Peaks to Twin Peaks! :) Poza tym zakochałam się w widoku na SF stamtąd! <3

      Karolina

      Usuń
  16. Mam pytanie - jaką masz czcionkę w tytułach postów? :D

    OdpowiedzUsuń
  17. uwielbiam Cię! wręcz bezgranicznie!

    antoinett.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zgadzam się autorką długiego komentarza ; ).Jesteś naprawdę inspirującą osobą. W te wakacje mam plan pojeździć na razie trochę po Polsce, lecz myślę też nad lotem do któregoś z państw(miast) Europy. Cicha nadzieja, że znajdę jakiś tani lot. A w dalszej przyszłości mam nadzieję że uda mi się odwiedzić USA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetnie, mam nadzieję, że uda Ci się zobaczyć jak najwięcej, a w przyszłości życzę USA! :)

      Usuń
  19. właśnie jestem ciekawa jak wyszukujesz tanie loty i hotele w przystępnej cenie? I jakie miejsce w Europie byś poleciła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na różne sposoby, często przydaje się skyscanner.net, gdzie można porównać ceny lotów.
      Do hosteli (bo w hotelach raczej nie śpię) polecam strony hostelbookers.com i hostelworld.com. A miejsca w Europie? Jest ich mnóstwo, więc wiele zależy od Twoich upodobań. Można też skupić się na niskich cenach lotów i polecieć tam, gdzie akurat dostępne są niedrogie bilety, ale wtedy przydałoby się, żebyś mieszkała w jakimś dużym mieście i nie miała problemów z dojazdem na lotnisko.

      Usuń
  20. Kocham Ciebie i Twój blog ! Jesteś naprawdę niesamowicie pozytywną osobą, aż żal mi siebie, że nie mam tak wiele odwagi, by wyłamać się z tłumu i szarości tak, jak robisz to Ty. Jestem Twoją fanką, absolutnie! Przeglądając Twój blog zaczęłam się zastanawiać nad przyszłością, nad tym, że nie można bać się spełniać marzenia, że należy o nie walczyć i nie dać się zawieść. Sama pod impulsem założyłam blog,w którym chcę pokazać kawałek mojego światka, być może nie jest tak ciekawy jak Twój, ale mam nadzieję, że z czasem się takim stanie. Gorąco Cię pozdrawiam gdziekolwiek byś była i czekam na kolejne posty !

    OdpowiedzUsuń
  21. Co sądzisz o kursach językowych EF? Nigdy nie uczyłam się angielskiego ponieważ od dziecka uczę się niemieckiego i rosyjskiego i chciałam wyjechał do Londynu na kurs trwający 4 tyg. Sądzisz , że jeżeli nie znam żadnych podstaw to będzie mi trudno się tam odnaleźć.
    Ela, lat 20.

    OdpowiedzUsuń