Pewnie zauważyliście, że kuchnia filipińska nie należy do najpopularniejszych w Azji. Większość zainteresowanych jedzeniem ludzi potrafi wymienić jedną potrawę chińską, japońską, tajską czy wietnamską, ale przykład filipińskiego dania? Pewnie nie widzieliście na oczy filipińskiej restauracji. Ja, poza jedną w Nowym Jorku, nie kojarzę żadnej.
Dania tej kuchni są dość proste, nie używa się raczej skomplikowanych składników i przypraw, których nazwy nie można zapamiętać, a tym bardziej znaleźć później w sklepie;). Oczywiście podstawą jest ryż, podawany do zdecydowanej większości dań.
Adobo jest najpopularniejszą metodą gotowania, najczęściej kurczaka, ale także wieprzowiny i owoców morza. Opiera się na marynacie z octu, sosu sojowego i czosnku. Zresztą w ogóle zauważyłam, że Filipińczycy lubią używać ocet do wielu dań czy nawet ryżu, często dodając do niego świeże chili. Bardzo mi to smakowało i pewnie wykorzystam pomysł we własnej kuchni.
A zamiast opisywać więcej dań, najlepiej jeśli zobaczycie ja na zdjęciach i w kolejnych postach.

Madrid Eatery, to prosta chata, w której nie zauważyłam nawet drzwi, ze zwykłymi plastikowymi stołami i krzesłami. Jak dla mnie super, bo biło z niej miejscowym klimatem.

Większość lokali, zwłaszcza w porze śniadaniowej wystawia na półmiskach całe menu. Ich zawartość to przede wszystkim mięso, czasem ryby, w różnej postaci, w każdym razie niekoniecznie to, co zazwyczaj jadam z rana... Później było jeszcze lepiej, bo pani zaczęła nakładać na talerzyk świńską krew. - "Świńska krew o 8 rano?? No nie wiem, nie wiem..." Wybrzydzanie nie wchodziło jednak w grę i nastawiłam się pozytywnie na spróbowanie wszystkiego, co miało znaleźć się przede mną na stole.
Mike wybrał to, co według niego było najlepsze. Po lewej fasola w sosie, z pomidorami i gorzką zieleniną, której wcześniej nie znałam. Dalej świńska krew, która pozytywnie mnie zaskoczyła i smakowała trochę jak jogurt naturalny, dobra w połączeniu z ryżem!;) W prawym górnym rogu smażona wieprzowina, ale nie ociekała tłuszczem i też była smaczna. Obok miseczka z filipińskim rosołem.
Chociaż w domu nie jadam tak ciężkich śniadań, muszę powiedzieć, że było bardzo dobre, a poza tym idealnie nadaje się na śniadanie dla surferów, bo dostarcza dużo energii.
Surfowaliśmy do pory obiadowej, Mike dał mi dużo wskazówek i miałam szczęście, że mogłam skorzystać z jego pomocy jako kolegi, a nie instruktora, za którego musiałabym płacić;). Popołudniu zajęłam się edycją zdjęć i ucięłam sobie drzemkę. Później pojechaliśmy do miasta załatwić parę spraw. Kiedy o zachodzie słońca wyszłam na plażę, odbywało się tam akurat wesele.
Po lewej widać teren mojego hotelu, a z prawej sok ze świeżego kokosa, przywieziony z miejskiego targu. Później go klasycznie rozpłupaliśmy i zjedliśmy miąższ.
Przystojny Oliverek i więcej zdjęć z hotelu, w którym się zatrzymałam.Pokoje.

Wieczorem znowu miałam szczęście. Drugi raz z rzędu załapałam się na specjalną kolację. Tym razem właścicielka hotelu wyprawiała imprezę dla swojego syna z okazji ukończenia liceum i zaprosiła hotelowych gości. A daniem głównym nie było byle co, bo lechon, pieczeń wieprzowa, w której przyrządzaniu Filipińczycy są podobno znakomici. Najlepsze podobno serwuje się na południu kraju, w Cebu. Mi zapadł w pamięć odcinek "No Reservations" z Filipin, który oglądałam w NYC. Anthony Bourdain uznał wtedy zjedzoną pieczeń, za najlepszą wieprzowinę jakiej próbował.
Pamiętam, że po tamtym programie poczułam silną chęć odwiedzenia tego kraju;).
Kolacja była podana w formie bufetu, przy plaży.
Poza pieczenią (do której podany był sos na bazie krwi, znowu) było kilka innych dań, m.in. sałatka ze świeżych warzyw, ziemniaczana, vermicelli z warzywami i kurczakiem, ryba.
Na deser ciasto czekoladowe i rolada. A później wzięliśmy z Mike'iem koc, butelke ginu i poszliśmy na plażę pogadać i pogapić się w gwiazdy.
Wydaje mi się, że rolady są bardzo popularne w tej części Azji. Pamiętam, że w Malezji podawali nam je codziennie na śniadanie :)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie ich tutaj w żadnym kraju za bardzo nie widywałam, natomiast w chińskich i japońskich piekarniach/sklepach na Zachodzie, owszem;).
OdpowiedzUsuńPołączyło Cię coś z Mikiem? :) Pozdrawiam, super post!
UsuńNie, tylko się kumplowaliśmy i dobrze rozumieliśmy nawzajem.
UsuńBardzo podoba mi się ten moment z podróży... i wychodzi na to, że los dobrze wie co dla nas jest najlepsze a to co się dzieje spontanicznie jest tym największymi najlepszym wspomnieniem później :)
OdpowiedzUsuńI jak Ci szło surfowanie? :) Ja po wielu latach marzeń o śmiganiu na falach, po paru próbach stwierdziłam,że to chyba jednak nie dla mnie. Pozostanę przy windsurfingu.
OdpowiedzUsuńUch, podziwiam za spróbowanie świńskiej krwi! :P
A dobrze mi szło;). Od zawsze ciągnęło mnie do tego sportu, woda + deska to dla mnie idealne połączenie, ale z kolei windsurfing jakoś nigdy mnie nie kręcił;)
UsuńAchhhhhh... :-)
OdpowiedzUsuńŚwińska krew? Haha, ja bym się nie odważyła ;D
OdpowiedzUsuńA może już się odważyłaś, w postaci kaszanki?;)
UsuńLepszy byl lechon od BBQ ktore jadlas w Stanach? Najlepsze jedzenie jakie jadlem w US byla wlasnie kanapka z "pulled pork". Ale podobno na Filipinach i na Bali robia najlepsze dania z wieprzowiny. Niestety w Azji jeszcze nie bylem i nie moge porownac...
OdpowiedzUsuńO! Pulled pork jest moim ulubionym sposobem przyrządzania wieprzowiny i te kanapki, ktore jadłam w Stanach były lepsze od tej pieczeni:). Z drugiej strony nie wiem jak smakowała pieczeń Anthonego Bourdain, może rzeczywiście zwalała z nóg;).
UsuńNie ma to, jak miejscowe klimaty, miejscowe jedzenie i miejscowi ludzie;)
OdpowiedzUsuńA przy okazji - jak oni w tym barze ta świńska krew przyrzadzali? Bo nie powiem, zaintrygowała mnie;). Mieszali z czymś, zagęszczali, podgrzewali???
Zazdroszczę niezmiernie! Jesteś niesamowita :)
OdpowiedzUsuńJajć. Świnśka krew? Wrrrrr Nie wyorażam sb spróbować wieprzowego mięsa, a co dopiero krwi.. Przciez to straszne.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy straszne, ale Polacy lubią kaszankę, a Brytyjczycy zajadają się black pudding, więc nie jest to aż tak niecodzienne;)
UsuńNo ja bym takim śniadaniem również nie pogardziła haha ani butelka ginu pod gołym nocnym niebem, same wspaniałe doznania ach ach
OdpowiedzUsuńjejkuu Ula pozytywnie Ci zazdroszcze! jak czytam Twoje posty to aż się płakać chce :P wspaniale, że jesteś taka odważna i realizujesz swoje marzenia! :)
OdpowiedzUsuńUżywasz filtrów i osobnej lampy do robienia zdjęć?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Nie używam lampy, bo jej nie mam, zresztą nie lubię flasha:). A filtr mam tylko ochronny na obiektyw, nie polaryzacyjny.
UsuńNoc z serferem, a wszyscy tylko o świńską krew pytają... ;) a tak serio - jeeeej, co za super podróż i przygoda! aż ciągnie człowieka do Wielkiego Świata! buziaki :)
OdpowiedzUsuńZaczytuję się i z niecierpliwością czekam na więcej:) Mogłabyś napisać w jakich językach mówisz?
OdpowiedzUsuńNajlepiej znam angielski, później niemiecki (kończąc szkołę znałam lepiej od ang. ale to się zmieniło o 180') i uczę się hiszpańskiego.
Usuńjesteś niesamowitą inspiracją, dziękuję!
OdpowiedzUsuńAnia
To ja dziękuję, Aniu!
Usuńu mnie ostatnio coraz odważniej jeśli chodzi o próbowanie nowych rzeczy, ale chyba nie na tyle, żeby świńską krew (przynajmniej w takiej postaci - bo w kaszance, fakt, zdarza mi się:D).. ale po takim śniadaniu to już czuję, że nie na deskę, tylko do łóżka bym się poturlała lulu:P
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga już od dłuuuugiego czasu, ale nigdy wcześniej nie komentowałam. Teraz jednak nie mogę się powstrzymać. Jesteś niesamowicie inspirującą osobą! Dzięki Tobie zaczęłam planować wakacyjną wyprawę.
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy:)
Pozdrawiam i życzę szczęścia w dalszej podróży:)
Super, dzięki za komentarz!:)
Usuńwszyscy teraz się będą wzdrygać na tą krew, a każdy pewnie się zajadał kaszaną na grillach :D
OdpowiedzUsuńOOO Ula, najadłam się czytanie i patrzeniem. Cieszę się z tych szczegółów, które zaczęłaś nam dostarczać. Teraz przynajmniej mogę sobie wyobrazić że prawie tam siedzę. Mam smak na podróże, a tu zajęcia, projekty, wykłady. No nic. W każdym razie pozdrawiam cię z chłodnej jeszcze ale słonecznej Polski.
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia jak bardzo jestem Ci wdzięczna za tego bloga :) Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś pójść w Twoje ślady!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Ula!
Monika
Haha, to bardzo miłe! Życzę dużej ilości podróży!
Usuńwegetarianie by tam zemdleli chyba :D podziwiam Cię za świńską krew, jak widzę krwiste mięso, to mnie cofa, a co dopiero wypicie samej krwi (kaszanki też nie ruszam ;))
OdpowiedzUsuńwzięłaś ze sobą 5dmk2? i laptopa? :) łał. ja chyba bym się bała brać taki sprzęt w daleką podróż. nigdy nic Ci nie ukradziono?
A po co kupiłam ten aparat? Żeby trzymać go w szufladzie pod kłódką?;>
UsuńNie mam się czego bać, to kwestia pilnowania swoich rzeczy, a laptop jest dla mnie jak szczoteczka do zębów, więc też nie mogłabym zostawić go w domu;).
Raz w życiu ukradziono mi telefon z plecaka na basenie.
Śledzę z uwagą Twoją podróż. I zazdrością :)
OdpowiedzUsuńCieszę się i dziękuję:)
UsuńCzemu masz teraz taki skromny nagłowek? :) Powiedz mi, w UK studia to "college"? Czy to coś pomiędzy liceum a studiami? Bo troche się w tym nie łapię...
OdpowiedzUsuńPoprzedni mi się znudził, a nie potrafię sama zrobić ciekawszego, więc jest najprostszy;).
UsuńCollege w UK jest przed studiami z tego co się orientuję.
ahh ci surferzy:) Ula, czy nadal myślisz, że to kuchnia biednych?
OdpowiedzUsuńTak i to nie kwestia mojej opinii, tylko zauważenia faktu;). Jeżeli w jeden dzień na kolacje jest pieczeń wieprzowa, a na drugi dzień przyrządza się danie ze świńskiej głowy, żeby nic się nie zmarnowało to o czymś to świadczy. Poza tym dania opierają się od niedrogie składniki, na talerzu przeważa ryż itp itd ;).
UsuńUwielbiam czytać Twojego bloga! Twoje podróże, to o czym piszesz i do tego te zdjęcia są wielką inspiracją, dziękuję za to! ;)
OdpowiedzUsuńE.
Ula mam pytanie. Potrzebuję aparatu kompaktowego. Masz jakies rozeznanie w tego typu aparatach?Co byś poleciła? Jaką firmę itp. Z góry bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Klaudia
Niestety nie znam się za bardzo na kompaktach, więc chyba nie będę mogła Ci pomóc Klaudia... Napiszę tylko tyle, że osobiście zależałoby mi, żeby był wodoodporny;).
UsuńUla, chyba aż do znudzenia będę powtarzać, że jesteś ogromną Inspiracją (przez duże I), a Twoją miłość do podróżowania widać na każdym kroku - nawet patrząc na zdjęcia można poczuć tą fascynację i niezwykle się zachwycić; są takie niebanalne i wprost...cudowne!
OdpowiedzUsuńJednak mam pytanie z całkiem innej beczki, dotyczące nie Azji, a Nowego Jorku - mam wielkie plany wybrać się tam, ale chciałabym spojrzeć na ten wyjazd z trochę innej perspektywy i dowiedzieć się, co Twoim zdaniem jest najlepszego w tym mieście, co trzeba koniecznie zobaczyć i czego spróbować.
Z góry dziękuję za odpowiedź,
Pozdrawiam :)
Karina
Dzięki Karina!:*
UsuńCiągle zamierzam dodać subiektywny przewodnik po Nowy Jorku (tylko coś nie mogę go skończyć), więc mam nadzieję, że będzie gotowy przed Twoim wyjazdem;).
KArina mnie uprzedziła, bo ja też chciałam napisac że jestem niesamowitą inspiracją!!!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu przypadkiem ale od dwoch dni siedzę i z wypiekami przeglądam archiwum. Może w końcu zamiast marzyć rusze tyłem z mojej wiochy ;)
Gdybys kiedyś była przejazdem we Wrocławiu zapraszam na spotkanie z dobrym jedzeniem w tle, bo bardzo chciałabym cię poznać ;)
P.S. Zapraszam także na mojego młodego i jeszcze nieopierzonego bloga ;)
Wiem, że już się ludzie o to pytali ale jakiej mapki używasz po prawej stronie bloga?
OdpowiedzUsuńZe swojej wegańskiej perspektywy mogę napisać tak (po ang., bo najchętniej mówiłabym tylko w tym języku, wybacz): it seems like visiting Philippines can make you become a TRUE meateater OR a vegetarian ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowite zdjęcia, zachwycające niebo, dzięki!