Kupuję karte na metro, zastanawiam się czy ręka przeciągnię ją przez czytnik po amatorsku i zablokuje bramke przy pierwszej próbie, czy może wcale nie wyszła z wprawy. "Go!" Uff.
Wsiadam do metra, opuszczam Jamajkę, w końcu mijam ostatnie stacje Queens. Teraz przejedziemy się pod rzeką, do celu zostało już tylko kilka przystanków. Żegnam się z klimatyzacją, której brakiem nie mogę się nadziwić w londyńskim metrze. Gorące podziemie nie jest wcale gorsze od tego, co czeka mnie na powierzchni.
Wspinam się po schodach, wnoszę nie taką wcale ciężką walizkę, już docierają do mnie odgłosy wiecznie tętniącej życiem ulicy. Trzy stopnie, dwa, jeden i wyrasta przede mną Miasto. Znowu tutaj jestem? Przecież dopiero co wyjechałam. Minął prawie rok? Niemożliwe.
Jest chyba coś takiego, że jeśli gdzieś zamieszkasz, opuścisz to miejsce, a później do niego wracasz, to nieważne ile czasu minęło, czujesz się tak, jakbyś nigdy stamtąd nie wyjechał. Ponowna wizyta nie może się równać pierwszemu spotkaniu, pulsującej głowie, zadyszce od stania w miejscu i chęci popuszczenia z wrażenia. Nie może jednak ominąć cię radość z bycia w mieście, które jest ci dobrze znane i które opuszczałeś z żalem. Idziesz ulicą, rozglądasz się i zastanawiasz co się zmieniło.
To nowy budynek, czy nigdy przedtem go nie zauważyłam?
Niebo zakryte drapaczami chmur okazuje się mieć wciąż miejsce na nowe, jeszcze wyższe.
Upał jest rzeczywiście niemiłosierny. Po raz pierwszy doświadczam też tutaj nocy, które wiążą się z wycieraniem potu z czoła od leżenia i nie ruszania się. Przypomniał mi się odcinek Sex and The City, w którym Carrie nie może zasnąć, bo jest środek nowojorskiego lata. Układa się w łożku na różne sposoby, nie ma mowy o przykryciu, a z otwartego okna nie wlatuje choćby najmniejszy powiew wiatru. Sama w pewnym momencie położyłam się wczoraj na parapecie, wystawiłam głowę i tułów za okno z nadzieją, że poczuję choćby chwilową ochłodę. Nic z tego. W końcu zasnęłam z przemęczenia. Przeszłam wczoraj chyba ponad 10km, a kiedy wróciłam do domu, mój przyjaciel wyciągnął mnie na 10km bieg po Central Parku. Takich propozycji się nie odrzuca, zwłaszcza że Central Park jest trzy perzecznice stąd.
Dobiegliśmy do Jackie Kennedy Reservoir. Zrobiliśmy jedno kółeczko, ale już w połowie miałam ochotę umrzeć. I nie miało znaczenia, że nie jest to bieżnia w siłowni, że znowu mam ten piękny widok po lewej stronie. Przez zmęczenie po podróży, jet lag, całodzienne chodzenie i 35'C nie byłam gotowa na 10km. Skończyłam na pięciu, a Central Park mogłam wreszcie zacząć podziwiać wracając do domu spacerem.
A dzisiaj jest nowy dzień. Znowu gorący, wilgotny, bezwietrzny, można odklejać od pleców t-shirt, ale po co, skoro zaraz znowu się przyklei. I chociaż upałów nie lubię, to uważam, że mimo wszystko nowojorskie lato jest wspaniałe. Gwarancja dobrej pogody, w jaki dzień nie zaplanuje się wypadu na ocean, prawdopodobieństwo, że pogoda nie wypali jest bardzo niskie. Do tego dochodzą te wszystkie wydarzenia kulturalne, festiwale, koncerty, eventy na świeżym powietrzu...
Świadomość, że przez kolejny miesiąc ani razu nie będę mieć na sobie długich spodni, albo swetra daje poczucie prawdziwego lata i wakacji.
Zostawiam Was z garstką zdjęć, ale z czasem powinnam się rozkręcić.
Do końca tygodnia zostaję u Soe, a później na resztę pobytu przenoszę się do mojej host rodziny.
Z okazji wczorajszego śniadania wgryzłam się w kanapki banh mi. Ileż to ja razy marzyłam o nich siedząc w Birmingham?
Corner Doli nadal stoi i całe szczęście, bo cudny jest.
Sernik od Eileen's jest tak samo kremowy i tłuściutki jak był.
Całuski chłopaki przesyłają.
Katz's Deli zawalone bardziej niż zazwyczaj, chyba przez porę obiadową i wakacyjnych turystów.
Yonah Schimmel też jeszcze sprzedaje knysze, także najważniejsze miejsca na LES nadal mają się dobrze, ale kolejne szklane apartamentowce wyrastają w dzielni, więc niedobrze.
Z okazji wczorajszego śniadania wgryzłam się w kanapki banh mi. Ileż to ja razy marzyłam o nich siedząc w Birmingham?
Corner Doli nadal stoi i całe szczęście, bo cudny jest.
Sernik od Eileen's jest tak samo kremowy i tłuściutki jak był.
Całuski chłopaki przesyłają.
Katz's Deli zawalone bardziej niż zazwyczaj, chyba przez porę obiadową i wakacyjnych turystów.
Yonah Schimmel też jeszcze sprzedaje knysze, także najważniejsze miejsca na LES nadal mają się dobrze, ale kolejne szklane apartamentowce wyrastają w dzielni, więc niedobrze.
Ty umierasz z gorąca, a ja z zazdrości! ach, podaruj nam 46799875325778963257843 zdjęć i słów z NY, proszę!
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się, bardzo Ci dziękuję.
OdpowiedzUsuńAgnieszka
świetnie znów widzieć relacje z ny! choć wcale nie uważam, iż przez twój wyjazd stamtąd blog stracił na wartości.
OdpowiedzUsuńŚwietny post :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam patrzeć przez okno samolotu, gdy ten podchodzi do lądowania. Świat/miasto, które zdaje się być mikroskopijnych rozmiarów, nagle staje się coraz większe i wszystko nabiera odpowiednich kształtów - coś niesamowitego :)
I zgadzam się, że jeśli opuszcza się miasto/państwo, w którym się mieszkało i po jakimś czasie znów się do niego wraca, to człowiekowi wydaje się jakby nigdy z niego nie wyjechał. Mam kilka takich miejsc do których chętnie wracam i wracać będę, jeśli tylko będę miała taką możliwość :)
Pozdrawiam serdecznie, udanego pobytu w NYC:)
A.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Pachy Empire State Building parują i stąd ta cała mglista poświata" - duże pachy to i duża poświata ;) czekamy na więcej nowych odkryć z NY!
OdpowiedzUsuńpiekne zdjecia, sprawiaja ze lezka kreci sie w oku... ja ostanio 3 lata temu bylam w NY i juz licze dni do nastepnych wakacji, bo wtedy znowu go odwiedze :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeraz jestem już pewna, że Nowy Jork jest miejscem, które muszę kiedyś odwiedzić. Twoje posty (i te zdjęcia!) zawsze sprawiają, że mam ochotę spakować walizki, kupić bilet i znaleźć się w miejscu o którym czytam. Za to uwielbiam Twojego bloga ;)
OdpowiedzUsuńAla
znowu jestes au pair? :))
OdpowiedzUsuńNie, ale moja host rodzina z NY zaproponowała mi 3tygodniową pracę z bliźniakami, więc była to świetna okazja, żeby wrócić i spędzić trochę czasu w NYC:).
UsuńChcę więcej i więcej, Twoich tekstów i fotografii! Są piękne! Mi brakuje słów, żeby opisać jak jestem zafascynowana Tobą, Twoimi słowami i podróżami. Może brzmi to co najmniej dziwnie, ale uwielbiam tutaj zaglądać i zazdrościć, ale tak normalnie, po ludzku z uśmiechem na ustach (: pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję ogromnie:)
UsuńBardzo się cieszę, że wróciłaś do Nowego Jorku. Ja mieszkałam tam niedługo i faktycznie - jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju. I chyba jedyne, gdzie upał nie przeszkadza a wręcz lato w NYC bez wilgotne gorącego powietrza nie byłoby takie samo :) Czekam na wiele zdjęć i opisów i szczerze zazdroszczę ale życzę Tobie oczywiście wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńPS Ja również nie opuściłam Twojego bloga gdy wyjechałaś z NYC - bardzo fajnie się czytało Twoje inne posty :)
czekam z niecierpliwością na kolejny post z NY!!! mega inspiracja dla mnie :)
OdpowiedzUsuńEch, potrafisz wzbudzić tęsknotę za NYC!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Europy :)
jenyy też się wzruszyłam czytając to wszystko <3
OdpowiedzUsuńTwój blog obserwuję od niedawna...zresztą w ogóle od niedawna poznaje tę stronę "życia w sieci" i chcę Ci napisać że masz taką nieczęsto spotykaną "lekkość pióra"- cudownie się czyta ;)
OdpowiedzUsuńczyta się to jak dobrą książkę :)
OdpowiedzUsuńTaki piękny jest ten post, mam wrażenie że Twój styl pisania podskoczył na wyższy level :)
OdpowiedzUsuńAgn
Haha dziękuję:). Myśle, że mój styl pisania jest na tym samym poziomie, po prostu czasami nachodzi mnie wena na napisanie czegoś więcej niż najzwyklejsze relacjonowanie zdarzeń.
UsuńWeszłam na twojego bloga pierwszy raz ponad tydzień temu, przypadkiem. Kocham takie przypadki :) Nie wiem czy jest sens żebym pisała iż robisz niesamowite zdjęcia, wspaniale wszystko opisujesz i że czekam na każdy kolejny post z niecierpliwością... Co prawda przebrnięcie przez archiwum twojego bloga zajęło mi trochę czasu :) Teraz jak już wszystko "nadrobiłam" chcę Ci napisać to, że cenię twoją odwagę w spełnianiu marzeń, podróżowaniu. Jesteś cudowna, oby więcej takich ludzi. Rzadko piszę komentarze pod postami, ale tobie się to w pełni należy.
OdpowiedzUsuńMarysia
W takim razie cieszę się, że tu trafiłaś:). Wielkie dzięki za ten komentarz i miłe słowa, Marysiu!
UsuńMoje marzenie!
OdpowiedzUsuńNie myslalas o opublikowaniu jakiejs ksiazki z opisem swoich pozdrozy? Wrecz cudownie sie czyta to, co piszesz ;)
OdpowiedzUsuńMilena
inaczej piszesz gdy piszesz o NY, tak z uczuciem :D
OdpowiedzUsuńMam takie pytanie. Kiedy robilas to zdjecie KISS na Houston St? Pracuje na 3rd street i codziennie tamtedy przechodze, wiec jestem ciekawa czy Cie czasami nie widzialam. Do Katz's mialam ochote zajsc kilka razy ale kolejki i ilosc ludzi w srodku mnie po prostu przeraza. Chyba poczekam na inny okres i sie tam wybiore. Tez uwielbiam NY i dla mnie te widoki to juz codziennosc:).
OdpowiedzUsuńTak, właśnie tam. Bardzo lubię LES i East Village, więc w fajnej okolicy pracujesz:).
UsuńOch zapomnialam sie podpisac wyzej. Anita.... Fajnie byloby sie spotkac w wolnym czasie.
OdpowiedzUsuńwow !!
OdpowiedzUsuńsuper zdjecia :)
a jak zazdroszczę pobytu w New York...
moje marzenie tam pojechać :)
Pozdrawiam serdecznie
Marcelka Fashion BLOG
:)
jaki piękny ten Sernik od Eileen's :) cudnie sie prezentuje, podobnie jak pozostałe fotografie! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńoj pojadę kiedyś pojadę! robisz mi smak na tyle miejsc że chyba nie starczy mi życia na to wszystko
OdpowiedzUsuńAle robisz smaka na NY !!! :)))
OdpowiedzUsuństill in love with ny :)
OdpowiedzUsuńlittleblackkura.blogspot.com
Uwielbiam Twojego bloga!
OdpowiedzUsuńMogłabys cos wiecej napisac jak zaczęły się Twoje wyjazdy jako opiekunki itp. ora o co chodzi z tym au pair? :)
Pozdrawiam.
Dzięki!
UsuńNie było wyjazdów jako opiekunka, po prostu przez dwa lata (2009-2011) byłam au pair w San Francisco oraz Nowym Jorku, a teraz wpadłam na wakacje pomóc host rodzinie z NYC. Culturalcare.pl powie Ci więcej o tym programie.
Ula świetnie się czyta Twoje posty, zwłaszcza o NY. Zakochałam się w NY 9 lat temu, jednak w tym roku nie mogę tam być, ale dzięki Twojemu blogowi - czuję jakbym spacerowała po tych miejscach, o których piszesz.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalsze posty. Keep going!
Pozdrawiam ciepło. Ala.
Coraz łaniej piszesz!
OdpowiedzUsuńJestem prze szczęśliwy, że zawiałaś do NY. Faktycznie, pisząc o NY dodajesz ciut więcej serca. Pozdrawiam i udanych wakacji w USA. Wierny fanblog :)
OdpowiedzUsuńmatko, Ula - ty pisać umiesz!
OdpowiedzUsuńTo nie pierwszy taki post, ale na częste mnie nie stać, więc chyba jednak nie umiem, bo "zrywy" się nie liczą;).
Usuńrany, pierwsze zdjęcie megamistrz.
OdpowiedzUsuńmasz może swój ulubiony/ulubione smaki lodów Ben&Jerry's? :)
OdpowiedzUsuńjeśli tak to proszę, podziel się;)
Sporo tych smaków próbowałam i w sumie nie pamiętam wszystkich, ale moim numerem jeden jest chyba Cinnamon Bun.
UsuńNa wstępie pozdrawiam serdecznie i dziękuję za Twoją "działalność" blogową, która otwiera oczy na szerszy świat:)
OdpowiedzUsuńCzy mogłabyś poradzić w sprawie lomografii? Jaki aparat i film polecasz na hobbystyczne robienie zdjęć?
Gosia
Wielkie dzięki Gosiu:).
UsuńW zakładace "Fotografia i sprzęt" pod nagłówkiem przeczytasz więcej na ten temat, ale ogólnie to polecałabym Holgę 135, Dianę Mini, podobno też La Sardina jest fajna, ale chyba droższa od pozostałych dwóch. W każdym razie najlepiej, jeśli kupisz aparat na film 35mm, żeby nie mieć problemów z dostępnością kliszy i wywołaniem.
Dziękuję ;)
UsuńUdanego pobytu w NY!
Gosia
Uwielbiam czytać twoje posty z NY i oglądać te wszystkie piękne zdjęcia. Obyś jak najczęściej dodawała posty:) życzę Ci jak najlepszej zabawy w NYC
OdpowiedzUsuńKasia