9 kwi 2012

The best things are often the most simple.

Napisałam niedawno na blogowym Facebooku o dniu, który zapamiętam na długo. Mówiłam właśnie o tym, który opisuję od trzech postów. Rozpoczął się wyjątkową jazdą autobusem, odwiedziłam fantastyczny targ, surfowałam o zachodzie słońca, a nawet po zmroku, bo było tak ciepło, że nie chciało mi się wychodzić z wody. Byłam w doskonałym nastroju, a przed sobą miałam jeszcze wizję pysznej kolacji w towarzystwie przyjaznych Filipińczyków.


Wieczór rozpoczęliśmy od piwa w barze na plaży.
Ja, Oliver, jego siostra, Mike i jeszcze jeden surfer usiedliśmy na ławce przy piasku i gadaliśmy o wszystkim w oczekiwaniu na kolację.
Później przeszliśmy kawałek plażą, aż dotarliśmy do celu. Tuńczyk został właśnie wrzucony na grilla.
Impreza odbywała się przed domem na plaży jednego z przyjaciół Mike'a, Joe. W Kaliforni dom w takim miejscu byłby wart ponad milion dolarów, a tutaj na plaży stała prosta chata, którą zbudowała grupa przyjaciół.

Pozostałości po sałatce z grillowanymi kalmarami, z pomidorami i kolendrą.

 Czułam się jakby był środek wakacji.

Dorośli jedli i pili, a obok w piasku bawiły się dzieci.

Podczas kolacji miałam więcej czasu, żeby pogadać z Oliverem i Mike'iem, który m.in opowiedział mi interesującą historię swoich tatuaży.
Wyczekiwana kolacja!
Po raz piewszy jadłam tak świeżego tuńczyka z grilla, kalmary były równie pyszne, do tego całe to otoczenie, atmosfera, szum fal i cóż mogłam powiedzieć? Otwarcie przyznałam, że brak mi słów, a moje oczy i uśmiech wyrażały chyba wszystko.
Sos do maczania ryby z sosu sojowego, octu, pomidorów i cebuli.
Później zaczęły się opowieści o tym jak Joe walczył na wojnie w Kambodży i że do dzisiaj ma problemy psychiczne z tym związane. Jak milknie na dłużej to znaczy, że musi wziąć leki. Wszyscy byli tak przekonujący, że szybko łyknęliśmy z Oliverem i jego siostrą tą historię, a na drugi dzień okazało się, że to był tylko żart, chociaż ja do końca nazywałam go "Joe, the soldier" ;).

Ten kotek był podłym, agresywnym kotkiem, który atakował inne kotki i wołaliśmy na niego "the a**hole cat".
Deborah poszła spać, później pożegnał się z nami również Oliver, a ja zostałam z resztą i nasłuchałam się jeszcze trochę zabawnych historii z życia lokalnej grupy surferów.
Ciepło, bliskość morza, dobre jedzenie i towarzystwo to chyba najlepsze połączenie z możliwych;).

27 komentarzy:

  1. tylko pozazdrościć. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no, następnym razem zabieram się z Tobą! ;))
    Kurcze, tak bardzo chciałabym kiedyś odbyć taką podróż...

    OdpowiedzUsuń
  3. Praktycznie pusty talerz podpisany "sałatka z grillowanych kalmarów, z pomidorami i kolendrą" to mistrzostwo! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Niepowtarzalna atmosfera bije z tych zdjęć :).

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu łał.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś niesamowita! :) każdego posta na Twoim blogu czytam z zapartym tchem :) Pozdrowienia z Londynu!

    OdpowiedzUsuń
  7. nieźle Was wkręcił ten Joe :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytam Cię w akompaniamencie The Doors i życzę sobie takiej podróży! Jesteś wspaniała, wierzę że kiedyś się spotkamy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo! Jeżeli będziesz gdzieś blisko, to daj znać:).

      Usuń
  9. niesamowite przeżycia, na prawdę super !

    OdpowiedzUsuń
  10. czytając posta i ja poczułam zapach grilla, wakacje i usłyszałam szum fal:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ula, Ty to się napodróżujesz! Piękne zdjęcia, Eliza

    OdpowiedzUsuń
  12. raaaaj! motywujesz do działania. podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. wiem że już tyle osób o to pytało ale nie wiem gdzie są odpowiedzi, z jakiej strony używasz mapki która znajduje się po prawej stronie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo jest ich w necie, ale ja skorzystałam z tej: http://www.ammap.com/visited_countries/

      Usuń
  14. Skąd masz pieniądze żeby tak podróżować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rzeczywiście mogłoby być zadane w przyjemniejszy sposób, ale spoko, odpowiem;). Pytanie jest w sumie zbyt ogólne, bo na każdą podróż pieniądze biorę z innego źródła. Na tą podróż złożyła się sprzedaż aparatu, dwóch obiektywów, kilku rzeczy na Allegro i zaległych pieniędzy z reklam. Ale najważniejszy w tym wszystkim jest fakt, że to moja pasja i wiecznie na nią odkładam, więc pieniądze na podróże będę mieć zawsze;).

      Usuń
  15. anonimowy-chyba sobie zartujesz, czlowieku? Co to w ogole za pytanie?

    OdpowiedzUsuń
  16. Ula, odczułaś w jakiś sposób trzęsienie ziemi, czy Filipin w ogóle nie dotknęło? A mówi się tam o tym, czy nie bardzo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odczułam, ale na Filipinach nie ma mnie od ponad tygodnia, dzisiaj jestem w Malezji.

      Usuń
  17. a ja też byłam ciekawa skąd Ulu masz pieniążki na tak liczne podróże ;)
    Ja narazie trochę bardziej ekskluzywniej ( jak dla mnei gorzej ), bo wykupuję czasy z biurem podróży i lecę, ale na innego typu podróże to mama by się nie zgodziła wczęsniej, bo 18 lat w listopadzie skończyłam, więc dopiero świat stanie otworem przede mną :)
    a znasz jeszcze jakiś język niż angielski?
    Pozdrawiam z deszczowego Wrocławia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemiecki (ale ciężko mi się mówi, bo rzadko używam) i uczę się hiszpańskiego.

      Usuń
  18. świetne zdjęcia i ciekawy opis. porządny blog, bo wreszcie jakiś inny od szafiarskich czy wypocin nudnego człowieka. widać że masz pasję, a najpiękniejsze jest to że ją realizujesz.

    OdpowiedzUsuń