Nawet moja host mama na widok dzisiejszego słoika żartując krzyknęła "Co to ma być?!", a ja musiałam się bronić "To nie ja! Nie było jej nawet na liście zakupów! To Dennis!".
Moja radość z powodu idealnego czekoladowo-orzechowego kremu i tak była wielka, bo ten dom nie widział Nutelli od roku! Od czasu do czasu, udawało mi się jej gdzieś spróbować, ale wszyscy wiemy, że mieć swój własny słoik, w którym o dowolnej porze dnia można zatopić łyżkę, jest bezcenny.
I gdyby nie przyjazd mamy, to co byłoby najprzyjemniejszym momentem dnia? Odkręcenie słoika, zerwanie złotego papierka, spojrzenie na nietkniętą taflę kremu, którą aż szkoda zaburzać, a później zatopienie w niej ulubionej łyżeczki od herbaty. Nie byłabym sobą, gdybym poprzestała na jednym smaku. Po nałożeniu Nutelli, łyżeczka powędrowała do miski z ubitą chwilę wcześniej (na potrzeby ciasta) bitą śmietaną (uwielbiam w słodyczach połączenie kolorów brązowego z białym). Z kolei przy drugiej porcji połowę łyżki pokryłam czekoladą, a resztę masłem orzechowym, robiąc w ten sposób Reese's domowej roboty.
Od czekolady do ciasta, od deseru do batonika i życie jakoś przemija w (mniej lub bardziej zaburzonej) harmonii.
Wczorajszy dzień pracy spędziłam z Kylie w San Francisco, kręcąc się przede wszystkim po Golden Gate Park. Dnia nie mogę zaliczyć do udanych, ale przynajmniej pogoda była piękna.
Czwartek zaczął się pozytywniej bo na "dzień dobry" zrobiłam sobie smoothie z papaji, banana, mleka, odrobiny waniliowego smoothie w proszku mojej host mamy (co też pysznie zagęściło napój), a wierzch posypałam wiórkami kokosowymi i jogurtową granolą. Nieeeebo.
Później poranny przegląd stron internetowych, sprawdzenie poczty i znalezienie tam "maila dnia" z rysunkiem od Olgi, która namalowała mnie za pomocą tabletu. Ucieszyłam się, że znalazła się tak dobra dusza chcąca narysować Ulę, której nikt do tej pory malować nie chciał;).
Popołudniu zrobiłam na przyjazd mamy Banofee pie, na którą przepis pojawi się w krótce na Foodmess.
No i inspiracja dzisiejszego posta, kobieta, której nie muszę przedstawiać, bo przewinęła się przez miliony kromek. Nawet uczuleni na czekoladę czy orzechy nie mogę nie kojarzyć jej z reklam, w których grała rolę Pożywnego Śniadania.
(A propos 'pożywnego śniadania', to gdzieś czytałam, że zakazano reklamować Nutellę tym słodkim kłamstwem;) ).
bardzo mi się podoba zdjęcie dziewczynki. Ja Jagnie mogę takie zdjęcie zrobić, jak bajkę ogląda, heh ... wtedy bez ruchu jest. :)
OdpowiedzUsuńah ta nutella, wielokrotnie pokrzyzowala mi moje postanowienia o odstawieniu czekolady...:) wiem, ze to oszukiwanie samej siebie, ale ja wole nadal wierzyc, ze ten cudowny krem ma jednak cos wspolnego ze zdrowa zywnoscia :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci, że ktoś Cię narysował ;)))
OdpowiedzUsuńNutella....ech....:P
Ula! Myślisz już po angielsku i tłumaczysz na polski! "Jeden smak' Cię wydał ;-)
OdpowiedzUsuńNutella ocaliła mnie przed terapią ;-) Gotowałam przez kilka miesięcy dla całej rodziny i nasz bratanek ZAWSZE marudził przy obiedzie. Pojawiła się Nutella, skończyły się płacze!
Nutella mniaaaam! Lubię jeszcze milky-waya takie dwukolorowe, ale nie mogę już nigdzie znależć... :(
OdpowiedzUsuńA mogę spytać czemu dzień w parku nazwałaś niezbyt udanym? :)
Nutella! Smakowitość , kocham! Jeżeli mogę się przysłużyć to na blogu moje wypieki jest przepis na sernik z nutellą. Sprawdziłam jest pyszny. ( U mnie też go zrobiłam w lekko zmienionej formie).
OdpowiedzUsuńUla forever
O matko ale to pysznie wygląda. Musi być mega kaloryczne :p Ja codziennie na śniadanie robię sobie koktajl z płatków owsianych, połówki banana, pomarańczy, jogurtu naturalnego. Jak mi się znudzi to połączenie owoców to do banana dodaje borówek, malin, nektaryneki. Fakt, że nic nie zastąpi czekolady ale trzeba sobie jakoś radzić będąc na diecie :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A GDZIE ZDJECIE MAMY???
OdpowiedzUsuńchyba nie lubisz spędzać czasu z tą dziewczynką .... ola
OdpowiedzUsuńU mnie to aż żal kupować oryginalną Nutellę, zawsze idę do Biedronki i kupuję ich czekoladę w słoiczku, która, nawiasem, kosztuje o wiele mniej a smakuje identycznie ;) Przynajmniej w moim odczuciu...
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie napisany tekst :)
OdpowiedzUsuńNutelli nie jadłam chyba z 8 lat (mimo że wcześniej pochłaniałam ją słoikami).
i śmiesznie, bo czytając Twojego posta od razu przypomniało mi się jak ona pachnie :)
a ciasto na zdjęciu wygląda jak gliniana misa i olśniło mnie, że to jest jednak ciasto, gdy pomyślałam - "ej czemu folia nie jest w środku, tylko na zewnątrz???" ;D
a ja nie lubię wyjadać nutelli prosto ze słoika. trochę to zbyt mdłe, chociaż za słodyczami przepadam, no ale bez przesady!
OdpowiedzUsuńNie mogę się zgodzić z Livi, bo moim zdaniem Nutella jest tylko jedna ;)
OdpowiedzUsuńRównież kocham ją niemiłosiernie i nie potrafię jej odstawić. (to naprawdę brzmi jak uzależnienie:)
Jednak wolę wyjadanie łyżeczką, które powoli staje się tradycją, bo na kromce chleba to nie to samo! Jeżeli uda mi się kupić jakiś wielki słoik w promocji to szybko pojawia się na stole ' Torta alla Gianduia' Nigelli :)
p.s. Gratuluję Oldze (zresztą mojej imienniczce) talentu. Mam nadzieję, że doczekam się czasów kiedy i mnie ktoś pokusi się wymazać tabletem ;)
great pictures!
OdpowiedzUsuńplease visit
fuckthatfashionart.blogspot.com
Ula ostatnio strasznie fajnie piszesz:) Nie to, że wcześniej pisalas zle, ale teraz wychodzi Ci to jakoś lzej i fajniej:)
OdpowiedzUsuńKylie<3 jest słodka :)
OdpowiedzUsuńfantastyczny post!
OdpowiedzUsuńbtw banoffee pie to, obok wszelkich w niemal 100% czekoladowych tortow, moje ulubione ciasto :)
mam swoj wlasny podpatrzony u irlandzkiej kolezanki przepis, ale chetnie zobacze Twoj na foodmess :)
aha, i bardzo mi sie podoba to zdjecie Kylie!
bywaj zdrowa ;)
mniam
OdpowiedzUsuńraz z braku lyzeczki wyjadalam ja trzonkiem od szczoteczki do zebow:-) banofee uwielbiam , jeden z moich popisowych numerow:-)
OdpowiedzUsuńHej Ula!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło poinformować Cię, że Twój blog został przeze mnie oTAGowany. :)
Zapraszam również do wspólnej zabawy :)
Pozdrawiam!
Kini :)
http://yummy-lifestyle.blogspot.com/2010/08/niespodzianka-od-asiejki-i-od-cantiq.html
Gosia-> Wątpię, to raczej nieumiejętność posługiwania się polskim;)). A ja nawet nie mogę tego teraz znaleźć w tekście!:)
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 10:23-> Bo nic mi tego dnia nie wychodziło, a wszystko gdzie chciałam pójść było zamknięte, albo był inny problem.
Anonimowy z 10:38-> Spokojnie...:| jeszcze się tu moja mama pojawi...
ola-> Spędzanie z nią czasu jest mi raczej obojętne, chyba że dużo pracuje i jestem zmęczona, wtedy mam dość. Nie ma w tym chyba nic dziwnego, skoro to moja praca, a nie dziecko. W każdym razie lubię Kylie i uważam ją za bardzo fajną dziewczynkę.
lady marion-> To tylko i wyłącznie kwestia weny i bycia czymś zainspirowaną;). Zazwyczaj nie chce mi się pisać, ale czasami zdarza się, że mogłabym pisać nieprzerwanie. W każdym razie i tak mi to nigdy nie będzie dobrze wychodzić.
zachwycają mnie twoje zdjęcia jedzenia *__*
OdpowiedzUsuńxoxo, Mispromis
olascloset.blogspot.com
OH GOD, I'm seriously starving by now.
OdpowiedzUsuńEch, robisz piękne zdjęcia jedzenia (strasznie Ci tego "oka" i aparatu zazdroszczę), ale na gotowaniu to się chyba nie znasz jeszcze za bardzo - ciasto oczywiście ze sklepu, z folii. Sprawdź lepiej jego skład zanim dasz Mamie. Ja bym w życiu nie dała nikomu takiego gówna.
OdpowiedzUsuńo jejku, nutella. jedna i jedyna!
OdpowiedzUsuńchociaż nie przepadam za jedzeniem jej łyżką prosto ze słoika, za bardzo wtedy czuję konstystencję masła, fuj. za to na grzance/tostach mogłabym jeść bez przerwy ;)
aż sobie dzisiaj kupiłam nutellę :)
OdpowiedzUsuńSmakowite te rzeczy <3333 Świetnie napisana notka aż mam ochotę zjeść nutelle . ;) ZAPRASZAM DO NAS NA BLOGA ;*
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 18:53-> Jestem mocno wyczulona na gówniane jedzenie i skład przed zakupem sprawdziłam. Ten spód jest zrobiony z pokruszonych ciastek (jakich wiele w przepisach) i co zmieniłaby jego domowa wersja? Kupiłabym paczkę gównianych ciastek, pokruszyła je własnoręcznie i musiała wymieszać z masłem. To by Cię zadowoliło? Jak dla mnie to ostro tu przesadziłaś.
OdpowiedzUsuńCześć Ula, Tu... Ula :)
OdpowiedzUsuńGoszczę na Twoim blogu dopiero od kilku godzin i jeszcze nie do końca wiem co u Ciebie, ale pomału wszystko odkrywam :-)
Zazdroszczę Ci wyjazdu do Stanów, choć sama mimo możliwości pewnie nigdy tam nie zagoszczę. Rozmawiałam dziś o Twoim blogu z moim chłopakiem, zastanawiałam się czy jest coś takiego w Polsce czego może Ci w Stanach brakować... hm?
Cieszę, się z przyjazdu Twojej mamy, to musi być ogromne szczęście.
No i fajnie, że masz na imię Ula! Teraz widzę jak to imie dobrze i dość egzotycznie brzmi !:)
Zapraszam na mój blog przy okazji, choć tam nie jest tak ciekawie jak u Ciebie !
Hej,
OdpowiedzUsuńwłaśnie zyskałaś kolejną wierną czytelniczkę. Znalazłam linka do Ciebie na LiveJournalu koleżanki i podczytuję Cię od paru dni. Jestem zafascynowana podróżami i tym, jak o tym piszesz, poza tym bardzo podobają mi się Twoje zdjęcia. Mogłabym czytać tego bloga godzinami i oglądać zdjęcia różnych pyszności. Masz talent, dziewczyno.
Przy okazji, zainspirowana tym blogiem zapisałam się na stronie CulturalCare, nie wiem czy coś z tego wyjdzie, ale dałabym się pokroić, żeby wyjechać do Stanów, mam taką fazę już od dawna, a ten blog przechylił szalę, czy jakoś tak;)
Też uwielbiam połączenie brązowego z białym w słodyczach. Oraz inne ciekawe połączenia kolorów;) (których zresztą na Twoim blogu nie brakuje!)
pozdrawiam i na pewno się jeszcze nieraz odezwę:)
Nat
Ula! a ja obudziłam się dzisiaj rano i w głowie zrodziło mi się pytanie, które teraz straszliwie mnie nurtuje, więc pytam: czy wiesz o takich sytuacjach, słyszałaś, znasz, żeby doszło do zbyt poufałych kontaktów host rodzic - au pair? słyszałaś o jakiś romansach, seksie, albo że au pair została wywalona przez host rodzinę, bo np host mama podejrzewała romans host taty z au pair albo ich przyłapała? albo host mama traktowała au pair jak rywalkę? albo au pair czuła się niezręcznie, bo czuła się podrywana przez host tatę i zrezygnowała i zgłosiła to gdzieś? Pozdrawiam, Ola :D
OdpowiedzUsuńOla,
OdpowiedzUsuńja nie byłam nigdy aupairką, ale mam sporo znajomych, którzy wyjechali jako au pair do Europy na wakacyje (3 miesiące, nie rok). Chłopcy mają duuużo lepiej, super się dogadywali ze hostami, a dziewczyny zgodnie mówiły, że hostmamy były właśnie dość przewrażliwione na kontakty z hostojcami i każdą "serdeczność" hosttaty (np że podwiezie do sklepu) traktowały jako potencjalną zdradę - i niestety to się przekłada na relacje z au pair. A te dziewczyny to takie raczej kółko różańcowe, więc nie w głowie im były romanse, tylko ciężka praca :)
nikt tego nie chwali, ale tabletowy rysunek jest przecudowny! :)
OdpowiedzUsuńa bannofee pie, mmmm delicje. jedno z moich ulubionych ciast :))