A teraz czas na drugą część dnia spędzonego z Beatą, czyli niedzielne popołudnie i wieczór, które tak samo jak przedpołudnie, poza zwiedzaniem miasta, kręciło się wokół jedzenia;).
w meksykańskiej restauracji Tacolicious.
Tuna tostada. Surowy tuńczyk z suszonymi porami, awokado, serwowany na taco z majonezowym sosem chipotle. Pyszna przystawka.
Kilka kroków dalej weszłyśmy do cukierni Sussie Cakes.
Ciasto red velvet, a poniżej inne torty.
Oczywiście nie mogło zabraknąć cupcakes.
Sercowe ciasteczka.
Beata namówiła mnie na kawałek tortu...złoooo:).
Inne urocze ciasteczka w kształcie lodów.
Za ladą czekała już kolejna porcja cupcakes.
Wygląd tego tortu kojarzył mi się z kremem Milky Way:).
Później odwiedziłyśmy sklep Sweet Dish, któremu poświęciłam posta w Walentynki;).
Beata pamiętała ten sklep z mojego posta sprzed pół roku i powiedziała, że oglądając wtedy zdjęcia w życiu by nie pomyślała, że sama się w nim znajdzie;).
Niebieskie M&M's.
Marshmallows w czekoladzie. Chciałabym ten słoik postawić na półce w swoim pokoju;>;.
Precle.
Ulaaaaaa.
O tej porze słońce było już nisko, a jak mam w takie dni ze sobą obiektyw 50tkę i najlepiej jeszcze drugą osobę, to momentalnie wariuję i mam ochotę robić zdjęcia, póki nie zajdzie słońce.
Niestety po kilku zdjęciach bateria była bliska rozładowaniu, więc musiałam oszczędzić ją na później.
Ze świadomością zakończenia dnia w większym rozmiarze, poszłyśmy do pobliskiej chińskiej restauracji Betelnut, żeby spróbować ostatniego wspólnego dania z listy.
Lettuce Cups. Przystawka w postaci liści sałaty lodowej z nadzieniem z kurczaka. Jadłyśmy je zwinięte jak tortille i bardzo nam smakowały.
Takie samo zdjęcie było już na blogu, ale bardzo lubię to miejsce, byłam zaskoczona, że Golden Gate (tutaj słabo widoczny) nie był we mgle i nie mogłam się powstrzymać od zrobienia zdjęcia po raz kolejny.
Grrr gdyby nie dach tego domu....
Jedna z moich ulubionych stromych ulic. Fillmore przy Broadway.
Fragment ulicy Broadway za którym przepadam.
Widok z parku Alta Plaza, gdzie byłam po raz pierwszy.
Później wróciłyśmy do mojego zaparkowanego przy parku Dolores samochodu i jeszcze na koniec przeszłyśmy się ulicą 18stą. Było po 21 w niedzielę, aP Pizzeria Delfina była pełna.
Pokazałam Beacie delikatesy Bi Rite, które bardzo lubię i poleciłam jej tamtejsze cudowne ciasto cynamonowe. Beata je kupiła, a później w mailu potwierdziła moją opinię na temat ciasta;).
Drzewka ozdobione lampkami, niemalże jak Xmass:).
I tu, w parku Dolores zakończyłyśmy nasz dzień, zastanawiając się czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy...
Kolejna zachwycająca notka :)
OdpowiedzUsuńBeacie zazdroszczę że miała okazję Cię poznać i spędzić z Tobą chociaż jeden dzień :)
Pozdrawiam, Julia.
Zdjęcia tych wszystkich ulic SF są cudowne, i jeszcze to słońce :)
OdpowiedzUsuńBajka : )
OdpowiedzUsuńuwielbiam do Ciebie zaglądać
OdpowiedzUsuń5 zdjęcie od końca!!!!!!!!!!!!
pozdrawiam
Piękne zdjęcia zrobiłaś- popołudniowe światło stwarza świetny klimat. Ze słodyczy moim faworytem są ciastka-lody:) Beata jest zadowolona z programu Work&Travel?
OdpowiedzUsuńjak Wam tam dobrze ... cudne zdjęcia Beaty! Strasznie mi się podobają :)
OdpowiedzUsuńcieszę się, gdy mogę zacząć dzień od kubka kawy i Twojego nowego posta :)
OdpowiedzUsuńzastanawiam się, czy właściciele sklepów krzywo się nie patrzą, gdy robisz dużo zdjęć, a potem i tak (zazwyczaj) nie robisz tam zakupów? Teoretycznie robisz im darmową reklamę, ale jestem ciekawa jak reagują, czy często zadają jakieś pytania. Jak jest w restauracjach?
ciasteczka-lody są fenomenalne! nie tylko świetnie wyglądają,ale mam przeczucie, że równie dobrze smakują, w przeciwieństwie np to kolorowych precelków na których widok mnie mdli :)
Takie pianki w czekoladzie produkuje Haribo. niestety widziałam je tylko w niemieckich supermarketach. Żałuję, że nie kupiłam ich więcej, kiedy miałam ku temu okazję :D
ah, zapomniałabym!
OdpowiedzUsuńniedawno oglądałam o video (http://www.youtube.com/watch?v=YzFDCsCscyo) i zastanawiałam się czy byłas na którejś z tych ulic, a jeśli tak to czy pokazywałaś jakies zdjęcia :) Wiesz gdzie została nakręcona te reklama?
Te słoiki z cukierkami z chęcią widziałabym w mojej kuchni! Nawet bym ich nie ruszała, bo są tak ozdobne, że aż szkoda tego psuć... a pracować w takim sklepie - czułabym się jak w jakiejś słodkiej bajce dla małych dziewczynek...
OdpowiedzUsuńJakie pyszności! Od razu chciałoby się przytyć ^^
OdpowiedzUsuńPozdrowienia,
Dee Dee
mmmmmm, same pyszności :D
OdpowiedzUsuńomg! znowu ślinotok :]
OdpowiedzUsuńpisałaś ostatnio, że lubisz zdjęcia jedzenia, które mają "to coś". Twoje zdjęcia zdecydowanie "to coś" posiadają - ciuciu na nich wygląda na jeszcze bardziej yummy :]
zdjęcie Pizzerii Delfina niesamowicie kojarzy mi się z Ameryką i filmami:)
OdpowiedzUsuńoch Ula, podejrzewam że jesteś najszczęśliwszą osobą na ziemii..
Sercowe ciasteczka - mniam! A te w kształcie lodów, aż zrobiłam się głodna! Strasznie podoba mi się architektura SF pewnie będziesz za tym tęskniła, ale NY też jest wspaniały!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Beacie! świetne zdjęcia ;>
OdpowiedzUsuńWłaśnie - jak wygląda tzw. nocne życie w SF? Dużo jest klubów, w którym można się bawić do rana i czy każdy znajdzie taki, w którym usłyszy "swoją" muzykę???
OdpowiedzUsuńGenialne zdjęci a, genialne smakołyki.
OdpowiedzUsuńBędę zaglądał częściej :)
robisz świetne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńach meksykańskie jedzenie jest świetne!:D
http://thecupoffashion.blogspot.com/
Zdjęcie podpisane "Ulaaaaaa." jest tak urocze, że nawet nie chce mi się patrzeć na cupcakes i inne słodkości :D
OdpowiedzUsuńOstatnio poświęciłaś posta fotografiom z różnymi potrawami, i muszę Ci powiedzieć, że Twoje zdjęcia jedzenia też są świetne! Serio :) Och, zresztą wszystkie zdjęcia są genialne :))
OdpowiedzUsuńPrzez tego posta chyba sie poplacze...Caly czas mam w glowie to cudowne miejsce i mimo, ze teraz jestem w NYC, strasznie tesknie za SF. San Francisco jest idealne pod kazdym wzgledem. Gdybym mogla cofnac czas, zostalabym tam na dluzej. NYC jest za szybki dla mnie..ahhh SF... Ten dzien byl super cool,a Ty robsz przepiekne zdjecia. Teraz przez Ciebie zaczelam probowac roznych "malych" rzeczy w NYC iii w dodatku robic im zdjecia;D Mysle, ze bardzo prawdopodobne, ze sie spotkamy, bo rzeczy na poczatku niemozliwe staja sie osogalne, jak np to ze bylam w sklepie z slodkosciami, o ktorym pisalas;D
OdpowiedzUsuńkiedy mama przylatuje? ola
OdpowiedzUsuństyledigger-> Z tego co wywnioskowałam z rozmów z Beatą, to wyglądało na to, że tak.
OdpowiedzUsuńAtrevete-> Jeśli robię zdjęcia w sklepach, piekarniach itp. to nawet nie patrzę na twarz sprzedawców, więc nie mam pojęcia czy się krzywo patrzą;). Gdyby ktoś miał coś przeciwko, to pewnie powiedziałby mi o tym, a rzadko zdarza się, żeby zwracano mi uwagę. Często też staram się nie afiszować z aparatem, czy jeśli mam przeczucie, że nie powinnam robić w jakimś miejscu zdjęć, to robię je tak, żeby nie rzucać się w oczy.
Co do reklamy to poznałam o które ulice chodzi, tylko później tracę orientację, bo pojawia się tam dużo zbliżeń i nie rozpoznaję konkretnych domów, choć domyślam się, że wszystko znajduje się wzdłuż tych dwóch ulic.
Znalazlam tez na you tube filmik "making of" i dodałam go na facebooka;).
Pojawiały się na blogu zdjęcia z tamtych okolic, ale nie mam ujęć z miejsc gdzie spuszczono piłki.
Aśa-> No jasne, że jest tu dużo klubów z najróżniejszą muzyką, przecież to SF!:) Tylko nigdzie nie można bawić się do rana bo od 2 jest zakaz sprzedawania alkoholu, więc wtedy zazwyczaj kluby są zamykane;).
ola-> W czwartek wieczorem.
Jestem baaardzo zadowolona i polecam kademu. Duzo nie kosztuje, a wspomnienia niezapomniane... no, tylko w SF zostalabym dluzej;D Beata
OdpowiedzUsuńprzepiękne zdjęcia, uwielbiam Twoje posty! i te ciasteczka, mniaaaaam <3
OdpowiedzUsuńmoże to głupie pytanie, ale zastanawia mnie to, czy zdarza Ci się wyrzucać jedzenie, kiedy sama próbujesz pozycji z Twojej listy? Bo czasem posiłki są naprawdę duże. Z tego co napisałaś, dzieliłaś się z Beatą na pół posiłkami ze względu na mniejszy koszt i właśnie na to, że porcje są spore. Monia ;)
OdpowiedzUsuńMonia-> Nie, nie mam serca do wyrzucania jedzenia, zwłaszcza tego kupionego- gotowego. Jeśli coś jest za duże to zabieram ze sobą, proszę o zapakowanie, ale zazwyczaj jeśli jestem sama, to po prostu jem mniej. Większość pozycji z listy mogę spokojnie zjeść sama, bo jest to normalnego rozmiaru danie.
OdpowiedzUsuńUla a ja mam pytanie odnosnie jazdy samochodem w USA. Wiec czy duzo jezdzilas w Polsce autem? Czy latwiej jest jezdzic w stanach? czy nie bałas się sama prowadzic auta z dzieckiem czy moze mialas duze doswiadczenie w ten sprawie?
OdpowiedzUsuńlila
lila-> Nie jeździłam w Polsce dużo autem, tylko po Zielonej Górze, praktycznie nigdzie poza miastem (pomijając najbliższe okolice). Stany są krajem w którym jeździ się chyba najłatwiej na świecie;). Nie trzeba za bardzo myśleć, wszędzie są autostrady, kilku pasmowe drogi, brak piratów drogowych, no i naprawdę ciężko jest doprowadzić do kolizji:). Nigdy wcześniej nie prowadziłam auta z dzieckiem, ale strach nawet nie przyszedł mi do głowy, Ty jesteś pierwszą osobą, która mi to uświadomiła;). Przez kilka pierwszych dni po przyjeździe do USA bałam się trochę samej jazdy, no bo wiadomo- nowy kraj, zasady ruchu drogowego, automatyczna skrzynia biegów, z którą się wcześniej nie spotkałam, pierwszy raz na autostradzie itd. To wszystko jednak minęło po pierwszych 3dniach.
OdpowiedzUsuńInną sprawą jest, że dobrze czuję się prowadząc samochód i podobno jestem niezłym kierowcą. Jak ktoś nie czuje się za kółkiem najlepiej, to jazda samochodem wszędzie będzie mu przychodziła z trudem.