Robiąc poniższe zdjęcia zgubiłam telefon, wypadł mi z kieszeni. Po powrocie do domu znalazłam na Facebooku informację, ze Tim zadzwonił do mnie, krótko po zgubieniu telefonu, a po drugiej stronie odezwał się mężczyzna. Wyjaśnił, że znalazł ten telefon i zamierza dobrze go ukryć w miejscu, w którym go zgubiłam, objaśniając dokładnie gdzie ono się znajduje. Tim zaproponował, żeby zaniósł go do pobliskiej kawiarni, gdzie byłby bezpieczniejszy, ale znalazca był z wycieczką i nie mógł się oddzielić od grupy;).
Pojechałam więc z powrotem do San Francisco, weszłam na szczyt parku i przepraszając stojących dookoła ludzi, że zamierzam trochę pogrzebać w trawie w poszukiwaniu mojego telefonu, zabrałam się do pracy.
Telefon był naprawdę świetnie ukryty. Nikt, kto by go nie szukał, nie miałby szans na jego znalezienie. Był schowany pod trawą obrastającą betonową płytę, na której stała ławka (widać na zdjęciach).
Nigdy się nie dowiem kim był ten dobry człowiek (Tim określił go na 25-35lat, Kalifornijczyk;D), a on nigdy się nie dowie, czy telefon rzeczywiście trafił z powrotem do moich rąk...
Ja byłam zadowolona się, że nieszczęście obróciło się w szczęście, a Tim, że jego pozytywne przekonania na temat świata nie są bezpodstawne...;).
Tutaj zgubiłam telefon, ale spójrzcie sami...w takim miejscu można się zapomnieć;).
Z rana w parku było niewiele osób, ale kiedy wróciłam po kilku godzinach, były tu tysiące ludzi. Pikniki na każdym kroku i tak naprawdę to ciężko byłoby znaleźć wolne miejsce do siedzenia! Jeszcze nigdy nie widziałam w Dolores tylu ludzi, ale to wina pogody, bo był to naprawdę gorący dzień, a w San Francisco takich brakuje;).
Spróbowałam wczoraj gałkę loda z "listy". Pod nazwą "Ube" krył się smak fioletowego yama (słodkiego ziemniaka)! Jeśli jesteście ciekawi, to smak zupełnie ziemniaka nie przypominał, ale ciężko go do czegokolwiek porównać. Powiedziałabym, że był 'z rodziny' tych łagodnych, mlecznych smaków typu waniliowe, jagodowe.
Ponieważ Tartine Bakery znajduje się blisko parku Dolores, to jadąc po telefon do San Francisco zaproponowałam host rodzinie, że kupię na kolację słynny w SF chleb. On też znajduje się na "liście";). Musiałam czekać kilka minut, bo był w piecu, po czym zabrałam do domu gorący bochenek pysznego chleba z oliwkami:).
chleb wygląda smakowicie
OdpowiedzUsuńO! prawie taki sam chlebek kupuje w niemieckim Pennym :P
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czytam Twój blog :)
OdpowiedzUsuńhmm... a może szczęśliwy znalazca, który okazał się niezłym "chowaczem" telefonu wklepał swój numer w książę telefoniczną telefonu? sprawdzałaś heh ...
OdpowiedzUsuńmam wrażenie, że widziałam tę ławkę w filmie "500 dni miłości", czyż nie ? :>
OdpowiedzUsuńszkoda ze ja nie miałam tyle szczęścia i takiego uczciwego znalazcy telefonu jak Ty:)ale to nie Ameryka..super ze go odzyskalas!
OdpowiedzUsuńb. podobała mi się historia z telefonem :) ma w sobie coś magicznego :p no i miałaś sporo szczęścia
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego zwyklę wierzę w dobre intencje ludzi! A park piękny...biegają po nim wiewiórki, takie jak Chip&Dale?:)
OdpowiedzUsuńa jaki masz telefon?:)
OdpowiedzUsuńMasz rację, że w takim miejscu można się zapomniec, powiedziałabym nawet, że można stracic głowę ;) widok z parku jest po prostu cudowny! Jestem ogromną fanką jedzenia świeżego chleba z samym masłem, a ten wygląda bardzo smakowicie :) niestety w UK dobry chleb to rzadkośc.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Volka - mnie się wydawało, że 500 days of summer było kręcone w LA, chociaż może się mylę ;)
Aaa, zjadłabym takiego loda z miłą chęcią. A oliwek nie lubię;).
OdpowiedzUsuńU mnie za oknem pada - w tym twoim parku to pewnie i ja bym telefon zgubiła. Tylko myślę, że miałaś dużo szczęścia z tym panem.
w takim miejscu też bym się zapomniała..ale miałaś szczęście,że telefon znalazł ktoś uczciwy..w Polsce nie wyobrażam sobie takiej sytuacji jak opisałaś..
OdpowiedzUsuńty to masz przygody :)
OdpowiedzUsuńps. bardzo mi sie podoba post o Tobie i Timie, ten googlowy
Fioletowe lody! Uwielbiam wszystko co fioletowe :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tego podróżowania.
jaki masz telefon?
OdpowiedzUsuńspotyka Cie tyle niesamowitych przygód, że gdybyś się postarała, to spokojnie mogłabyś je posklejać w niezłą książkę, którą z chęcią bym kupiła :)
podziwiam Cię za to, że potrafisz kupić tylko jedną gałkę loda :D Ja nigdy nie schodzę poniżej dwóch :D
jej widoki zapierają dech w piersiach też bym się zapomniała :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytanie Twojego bloga i dokładne obejrzenie zdjęć zajęło mi 5 godzin, jednak jestem usatysfakcjonowana i nie mniej śmiem twierdzic, iż nie zaluje ani jednej minuty. Miło widziec fotografie i obrazy robione nie przez jakiegos specjaliste ale mozna powiedziec iz przez"zwykłego" turyste. Wspaniała strona i od dzisiaj moja ulubiona.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji mam pytanie chce sie skusic na kamerke, mala, podreczna ktora sama posiadasz. Jestes z niej zadowolona?
Oj, wydaje mi się, że przesadzacie z tym, że w Polsce nie doszłoby do takiej sytuacji. Może najpierw warto się zastanowić, czy wy oddałybyście znaleziony telefon, a potem rzucać oskarżeniami, że w pięknym kraju nad Wisłą nikt by tego nie zrobił?
OdpowiedzUsuńwow, akcja z telefonem niesamowita! zaciekawił mnie ten lód :)
OdpowiedzUsuńDobrze że się znalazł i że jeszcze są TACY ludzie :) A park faktycznie cudny :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie historie jak Twoja z telefonem
OdpowiedzUsuńto zawsze dodaje mi wiary w ludzi
(najgorsze, że potrafię wtedy płakać jak bóbr, strasznie się wzruszam :P)
śledzę Twojego bloga od paru miesięcy i jedno co mogę powiedzieć to po prostu... ZAZDROSZCZĘ! ;)
OdpowiedzUsuńłOla
styledigger-> Nie, wiewiórek raczej tam nie ma;).
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 12:34 i Atrevete-> Nokię 2600, choć tak naprawdę to telefon moich host rodziców, bo to oni zapewniają mi tutaj komórkę.
Volka-> "500days of Summer" było kręcone w LA, choć ja uważam, że San Francisco pasuje do tego filmu 100 razy bardziej.
Na szczęście są też uczciwi ludzie. Widok na miasto piękny!
OdpowiedzUsuńDzisiaj napisałam na facebooku, że mam dosyć oglądanie tego co jest wokół - chamstwa i cwaniactwa. Na co dzień "wierzę w ludzi" i dobro tego świata a dzisiaj dopadł mnie kryzys. Jednak Twoja historia przywróciła mi poprzedni stan :) Dzięki Ci wielkie i dzięki wielkie dla tego faceta. Swoją drogą ciekawi mnie, czy to normalne zachowanie Amerykanina, czy po prostu jakimś cudem trafiłaś na dobrego człowieka?
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne - jak zawsze. Jednak to chyba zasługa przede wszystkim widoków a nie aparatu :)))
OdpowiedzUsuńkiedy znowu widzisz się z Timem?:)
OdpowiedzUsuńOla P.
PS. Pisałam do ciebie jakiś czas temu o poradę w sprawie couchsurferów w Norwegii, bo ciężko mi było kogoś znaleźć, ale w ostatniej chwili trafiłam na bardzo miłą parę rastafarian;)
super historia:)
OdpowiedzUsuńHej :)) Świetne te widoki! A jak wspomniałaś o tym chlebie przypomniała mi się scenka z jednej z książek o Detektywie Monk'u, że jego asystentka tez kupowała słynny w SF chleb :)) Chciałabym tam kiedyś pojechać ;)) To dobrze, że trafiłaś na tak uczciwego człowieka, mój telefon natomiast znalazł (na szczęście!) sąsiad :P Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKarolina
Piękne widoki:) I dobrze, że jeszcze istnieją uczciwi ludzie... Ja to nie mam szczęścia do telefonów. Obydwa jakie miałam to mi się zepsuły w połowie umowy. Teraźniejszy telefon wzięłam na dwa i pół roku i jeszcze muszę rok przebolec z jakimś starym telefonem, który pożyczyłam od babci :D
OdpowiedzUsuńBtw, czy przerabiasz jakoś swoje zdjęcia? tzn. kolory, dodajesz jakieś akcje w Photoshopie?
:)
mialas kiedykolwiek przyjaciolke od serca? przywiazujesz sie do ludzi? oprocz rodziny zostawilas w polsce ludzi dla ktorych chcialabys i uwazasz ze warto byloby wrocic? znajomych,przyjaciol? bylas za czasow liceum 'imprezowym' typem?;)
OdpowiedzUsuńna ile zdalas mature??
OdpowiedzUsuńOla P.-> Zobaczę go za ponad dwa tygodnie w San Diego;). Cieszę się, że udało się couchsurfingiem;).
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 00:12-> Miałam trzy przyjaciółki w czasach dziecięcych, a później niby też kilka, ale mimo wszystko nie wyglądało to tak, że spotykałyśmy się czy gadałyśmy codziennie. Czasami przywiązuję się do ludzi, ale chyba bardziej do otoczenia i rzeczy martwych. Poza rodziną w Polsce nie mam nikogo za kim tęskniłabym na tyle, że zdecydowałabym się wrócić. Nie mam grupy bliskich przyjaciół itp.
Natomiast typem 'imprezowym' nie byłam nigdy:).
Anonimowy z 00:52-> Nie wiem o jakie egzaminy pytasz konkretnie, ale wypiszę wszystkie pisemne. Z biologii (poziom rozszerzony) miałam ok. 50%, z polskiego (poziom podstawowy) 56%, z niemieckiego rozsz. 75% i z angielskiego rozsz. 76%
OdpowiedzUsuńdobrze mówisz po angielsku? jak rozmawiasz to mówisz poprawnie, czy robisz spore błędy? dobrze dogadujesz się z Timem i potrafisz znaleźć słowa do wyrażania tego, co masz na myśli?
OdpowiedzUsuńPytam, bo 76% moim zdaniem to bardzo mało
jeju, ludzie.
OdpowiedzUsuń76 % to mało czy dużo. Matura nie świadczy często o posiadanej wiedzy i nauczcie się tego raz na zawsze, to jest WYCINEK wiedzy.
Może Uli nie podpadło pisanie czy coś innego, a może lepiej idzie jej komunikacja werbalna.
Czy to ,że ktoś ma 50, 70 czy 80 procent świadczy o czymkolwiek ?
no ja nie wiem czy 76 z rozszerzenia to tak bardzo mało ;p
OdpowiedzUsuńdziekii za odpowiedz;) moim zdaniem to b.duzo, rozszerzenie takie latwe znowu nie jest ;p
OdpowiedzUsuńcaly czas zastanawiam sie jeszcze jak to jest u ciebie z rodzinka;p traktuja cie jak czlonka rodziny? nie mieliscie jeszcze zadnych spięć? :)
ah i cos mi sie wydaje ze z tych stanow nie wrocisz juz w ogole ;) jedynie zeby przedstawic rodzinie przyszlego meza;d
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńAnonimowy z 10:09-> To co najważniejsze napiszę na końcu, a zacznę od odpowiedzi na pytania.
Moja host rodzina twierdzi, że jestem płynna, a do tego chwalą moją wymowę. Z Timem nie mam żadnych problemów z dogadaniem się, do tej pory powiedziałam mu wszystko co miałam ochotę wyrazić. Mówię poprawnie,choć oczywiście zdarzają się błędy. Tim np. powiedział mi, że praktycznie za każdym razem jak robię błąd to mam tego świadomość i albo wymawiam to niepewnie albo zaraz po wypowiedzeniu czegoś się poprawiam. Tim zauważa też u mnie ciągłą poprawę w ang. i widzi różnicę między tym jak mówiłam/pisałam kiedy mnie poznał, a teraz.
A teraz ta ważniejsza część...
Tą maturę pisałam tak w ogóle rok temu, bo kończąc szkołę zdawałam angielski na poziomie podstawowym. Niemiecki był moim głównym językiem obcym przez całą szkołę. Pamiętaj, że od 8 miesięcy żyję w USA i jestem otoczona angielskim prawie non stop, więc mój poziom poprawia się każdego dnia. Nie możesz więc oceniać mnie na podstawie matury, bo jest to już zdecydowanie nieaktualne.
Najciekawsze jest to, że wszystkie pytania które mi zadałaś dotyczyły języka mówionego, po czym oceniłaś moją maturę PISEMNĄ na bardzo słabą. Rozszerzoną maturę USTNĄ z ang. zdałam na 20 punktów.
Anonimowy z 16:08-> Rodzina traktuje mnie bardzo dobrze, jak członka rodziny lub przyjaciółkę. Nie mieliśmy żadnych spięć bo zarówno ja, jak i moi host rodzice (ze wskazaniem na host tatę) są bardzo "easy-going". Jedyne co mnie czasami drażni, to że moja host mama nie potrafi być w 100% i powiedzieć coś komuś w twarz, więc kilka razy zamiast powiedzieć mi, powiedziała LCC, a ta przekazała mi. Tak się zdarzyło chyba dwa razy, więc niedużo i poza tym, to praktycznie nie mam zastrzeżeń.
Anonimowy z 16:09-> W moim życiu nigdy nic nie wiadomo, więc mogę powiedzieć tylko tyle, że ja sama wiem tyle, ile ty wiesz;).
LCC?
OdpowiedzUsuńLCC to lokalny koordynator, osoba z firmy, która mieszka w pobliżu i do której mogę się zgłaszać z jakimikolwiek pytaniami lub problemami. Ona nadzoruje to co się dzieję z au pair i host rodzinami w okolicy i organizuje co miesięczne spotkania dla swojej grupy au pair.
OdpowiedzUsuńUla, napisałaś do mnie:
OdpowiedzUsuń"Najciekawsze jest to, że wszystkie pytania które mi zadałaś dotyczyły języka mówionego, po czym oceniłaś moją maturę PISEMNĄ na bardzo słabą."
No bo Twój wynik z matury - 76% - jak dla mnie jest słaby, więc z ciekawości spytałam jak w rzeczywistości stoisz z językiem - stąd pytania odnośnie języka mówionego.
Pisałaś jeszcze: "Nie możesz więc oceniać mnie na podstawie matury, bo jest to już zdecydowanie nieaktualne" - i tego nie robię, nie oceniam ciebie, uważam po prostu, że ktoś z takim wynikiem i umiejętnościami mu odpowiadającymi mówi kiepsko, a jeśli się rozwinęłaś, to super.
Nie spinaj się tak i nie sil na sarkazm, bo nie masz powodów. Fajnie, że dobrze mówisz po angielsku i to właśnie chciałam wiedzieć - czy nie czujesz bariery.
Ciekawa historia , która na całe szczęście pozytywnie się zakończyła.
OdpowiedzUsuńhttp://megwearsviolet.blogspot.com/
pozdrawiam
meg
Anonimowy z 23:09-> Odpowiedź znajdziesz w dzisiejszym poście;).
OdpowiedzUsuń