Byłam przygotowana, że to co zobaczę, nie będzie esencją Meksyku, ale dla tego ciekawego doświadczenia było warto. Liczę, że w przyszłości poznam Meksyk z innej strony, tej najprawdziwszej.
W niedziele wstaliśmy z Cameronem (couchsurferem) przed 8 i poszliśmy na śniadanie do pobliskiego, popularnego i lubianego Kono's.
Francuski tost z creme fraiche i syropem klonowym, jajecznica, bekon, domowe frytki (są to podpieczone ziemniaki, te były z odrobiną sera cheddar) i angielski muffin. Z góry przypominam, że nie jem takich śniadań codziennie;).
Cameron zamówił dla nas jedną mega porcję podaną na dwóch talerzach. Później powiedział mi, że czasami po surfowaniu z rana jest w stanie zjeść wszystko sam;).
Mieszkanie opuściłam przed 9. Stojąc na przystanku autobusowym i rozmyślając, o mało co nie oberwałam z liścia palmowego, który spadł kilka centymetrów ode mnie z bardzo wysokiej palmy. Przeżyłam, ha!
Z autobusu przesiadłam się na tramwaj i pojechałam pod meksykańską granicę.
Darmowe szczepionki przeciwko świńskiej grypie rozdawane przed samą granicą. Kusząca propozycja, ale nie skorzystałam. Tak jak zazwyczaj ludzie ciągną do tego co darmowe, na widok strzykawki nie pchali się za bardzo pod namioty.
W drodze do granicy.
...bliżej, coraz bliżej...
W tym miejscu pomyślałam sobie co by się stało, gdybym przeszła przez te drzwi i okazało się, że zapomniałam paszportu...ojjj.
Przerwa na bajkę. Pamiętacie Speedy Gonzalesa? Ten krótki fragment całkiem wpasował się w relację;).
Mamo, pamiętasz jak w zeszłym roku powiedziałam Ci, że odwiedzę Meksyk w najbliższych 5 latach, a Ty mi nie wierzyłaś...?:)
Co ciekawe, nikt nie sprawdzał paszportów. Meksyk chyba nie jest ulubioną oazą dla imigrantów.
Już w Peru miałam wielką ochotę na churros, ale jakoś nie udało mi się ich tam zjeść, więc z radością pochłonęłam je w Tijuanie.
Dojście z granicy do centrum zajęło mi jakieś 15min.
Buty dla prawdziwych macho.
Powód, dla którego wielu Amerykanów odwiedza Tijuane.
To jakaś forma sztuki w centrum miasta, która nawet pojawia się na pocztówkach.
Tłum wpatrywał się w kapelę na scenie.
Owoce, soki.
Naganiacze z restauracji, ajjj jak ja tego nie znoszę.
Któż nie chciałby wrócić z Meksyku w wrestlingowej masce?
Kapelusze też wszędzie sprzedają.
Jak to w supermarkecie półka z mięsem potrafi przypomnieć, że nie jest się w Stanach....
To co rozbawiło mnie w Tijuanie chyba najbardziej, to wszechobecne apteki z rzekomo przecenionymi lekami, zazwyczaj 30%.
Komiczne apteki i sprzedawcy w białych fartuchach, którzy z farmacją nie mieli chyba nigdy do czynienia...
Ta pielęgniarka przed jedną z aptek przebiła wszystko. Podobno viagrę sprzedają tu w końskich dawkach.
A jak nie odwiedza się Tijuany dla alkoholu i viagry, to może chociaż zdjęcie z osiołkiem? Zaraz...właśnie zauważyłam, że ten osioł wygląda jak zebra...paski mają mu nadać egzotyczności?
Pospacerowałam, porozglądałam się, odwiedziłam kilka miejsc i do granicy wracałam znów na piechotę.
Po drodze zauważyłam, że w Tijuanie nie brakuje dentystów (no jasne, przecież w USA leczenie zębów kosztuje majątek). Ciekawa jestem, czy ci wszyscy dentyści to np. rzeźnicy, którym nie wyszło z poprzednim biznesem, czy prawdziwi lekarze.
Jak tak sobie wracałam do granicy to dziwnym trafem wylądowałam na środku ośmio-pasmowej ulicy, bo dookoła nie było widać żadnej innej drogi;). Po prawej kolejka do granicy.
A teraz możecie porównać kolejkę do Meksyku z tą do USA. Co za niespodzianka, ta do Stanów jest dłuższa. I nawet paszporty sprawdzają.
Już dawno nie przekraczałam granicy na piechotę, przypomniały mi się stare czasy;). Kolejka była bardzo długa, ale wbrew pozorom czekanie nie trwa długo.
Zazdroszczę Tijuany, naoglądałam się mojego ulubionego serialu the orange country i tam byli w tijuanie ;p ah i ta california. boże a kiedy ja ją odwiedze? :) pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńpodróżniczka :)
OdpowiedzUsuńa propo masek to pasuje tu bajka Mucha Lucha :D
OdpowiedzUsuńco to za rzeczy co znajdowaly sie na polce w supermarkecie bo nie moge dojrzec;>?
OdpowiedzUsuńTaka trochę smutna ta Tijuana...
OdpowiedzUsuńjakie kolejne plany?
OdpowiedzUsuńCOOL SERIES I LIKE, GOOD SPIRIT, J'AIME, STÉPHANE DE LUXE-ET-VANITES.BLOGSPOT.COM
OdpowiedzUsuńŁa, Meksyk brzmi tak egzotycznie, ciężko uwierzyć, że ktoś mógł tam naprawdę być (wiem, gadam jak dziecko).
OdpowiedzUsuńSpodobała mi się historia z palmą. Dostać z liścia od takiego drzewa - to dopiero jest co opowiadać. Poza tym... palmy nad przystankiem? Dziwnie brzmi, kiedy słowo przystanek kojarzy się z mpk;).
I jeszcze pielęgniarka pobiła wszystko. To się nazywa "uwolnienie emocji";).
Surfowaliście razem?;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale co to jest w tym mięsie, to po lewej ? Oo jak jeż...
OdpowiedzUsuńhaha dentysta "dr. Jesus.." rzeźnik z nadprzyrodzonymi mocami?:P
OdpowiedzUsuńjesteś au pair, więc skąd znajdujesz czas na ciągłe podróże?? co z rodziną, u ktorej opiekujesz się dzieckiem?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że to nie ostatni post z relację z San Diego;)?
OdpowiedzUsuńA będzie też o tym parku o którym pisałaś?;)
a co do zmniejszenie liczby postów na stronie, to pomogło, wcześniej się strasznie długo otwierało, teraz jest lepiej:)
OdpowiedzUsuńJa raz malo nie dostałam kokosem, z liścia na szczęście też nie dostałam :P
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie, czy Churros są w smaku bardziej chrupiące, czy w środku są miękkie?
No właśnie, mogłabyś napisać co to właściwie są te churros? Wyglądają trochę jak smażone w oleju, pączko - podobne coś :P Intryguje mnie jak smakują!
OdpowiedzUsuńI co jest z tym mięsem?! Wygląda naprawdę dziwnie :P
Pozdrawiam
ojej.. tak strasznie Ci zazdroszczę tych podróży :) chciałabym zobaczyć Meksyk na żywo i sprawdzić czy zgadza się ze wszystkimi rzeczami i stereotypami, które o nim slyszałam.
OdpowiedzUsuńthe-red-zebra.blogspot.com
nie otwieraja mi się wszystkie zdjęcia:( nie wiem co zrobic
OdpowiedzUsuńLove these photos!! Those churros are looking mighty yummy right about now!
OdpowiedzUsuńinvasionista
Uwielbiam Meksyk.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko ze zaczyna sie robic tam dosc niebezpiecznie ;-(